Co to była za afera! Kilka lat temu w programie "Na językach", który prowadziła Agnieszka Woźniak-Starak, poproszono chirurga Andrzeja Sankowskiego, by ocenił na podstawie zdjęć, jakim operacjom plastycznym poddała się Rabczewska.
Piosenkarka poczuła się urażona, że ktoś na wizji kreśli na jej zdjęciach flamastrem i wymyśla niestworzone rzeczy.
Postanowiła pójść z tym do sądu, co kosztowało ją wiele nerwów i prowadziło do nieprzyjemnych sytuacji. Jak czytamy w "Super Expressie", gruntownie ją przebadano. "Na początku prześwietlono twarz piosenkarki, by stwierdzić, czy kości były łamane. Potem specjaliści dokładnie analizowali skórę Dody, szukając na niej mikroblizn za uszami, we włosach, a także w nosie i na podniebieniu. Zajrzeli nawet pod powieki. Doda czuła się okropnie, ale dobrowolnie zgodziła się na tak szczegółowe badania" - czytamy.

Opłaciło się, bowiem sąd apelacyjny podtrzymał wyrok sądu okręgowego i uznał, że chirurg naruszył jej dobra ososbiste. Łącznie musi jej wypłacić 50 tysięcy złotych! "Wiem, że wiele kobiet przychodzi z moim zdjęciem twarzy do lekarzy, chcąc poddać się tym samym operacjom, którym niby ja się poddałam. Teraz już będą wiedzieć, że będą to pieniądze wyrzucone w błoto, bo takowych nie było. I mam nadzieję, że nie dadzą się pokroić i zwieść „specjalistom", bo, jak widać, i oni kłamią. A efekty mogą być różne i niestety nieodwracalne" - triumfuje Rabczewska w "Super Expressie".












