Bożena Walter (82 l.), która swą przygodę z telewizją zaczynała dokładnie 50 lat temu od spikerowania, nigdy nie chciała być jedynie „ładną buzią czytającą cudze teksty”. Miała wiele szczęścia, bo pod swoje skrzydła wzięła ją sama Irena Dziedzic, ale zapowiadanie programów szybko przestało dawać jej satysfakcję. Chciała... tworzyć telewizję! I to marzenie w końcu udało się jej spełnić.
Bożena Walter trafiła do telewizji z lokalnej gazety, z którą podjęła współpracę jeszcze jako studentka orientalistyki na Uniwersytecie Jagiellońskim.
Pewnego dnia postanowiła pójść na rozmowę z szefem powstającego właśnie katowickiego ośrodka TVP.
Marzyła, by zostać... korespondentką wojenną w Iranie, ale bardzo się ucieszyła, gdy zaproponowano jej prowadzenie - jak sama mówi - malutkich programików emitowanych na żywo z maleńkiego studia w Katowicach!
Tyle wystarczyło, by połknęła bakcyla. Szybko zapragnęła być "prawdziwą" dziennikarką, więc gdy jej ówczesny dyrektor zasugerował, żeby zgłosiła się do radia, uznała, że to znakomity pomysł.
"I tak znalazłam się w Radiu Katowice. Otrzymałam tam pracę jako początkujący reporter w Śląskim Magazynie Informacyjnym. Nie miałam żadnego doświadczenia (...). Bałam się, ale do odważnych świat należy" - wspominała na łamach książki "Prezenterki" Aleksandry Szarłat.
Pewnego dnia na korytarzu przed redakcją reportażu spotkała Mariusza Waltera. Bożena Bukraba (tak wtedy się nazywała) nie przypuszczała, że mężczyzna, który zwrócił jej uwagę nieco zbyt jaskrawą koszulą, stanie się największą miłością jej życia i człowiekiem, który spełni wszystkie jej marzenia...
"Już po kilku randkach wiedziałam, że mogę na niego liczyć w każdej sytuacji" - wyznała w jednym z wywiadów.