
Pewien rodzaj śmierci klinicznej przeżył w nocy 23 listopada 1998 roku. Mężczyzna wstał, by napić się wody. Jak relacjonował, około godziny trzeciej nad ranem dusza opuściła ciało i powędrowała "długim i ciemnym tunelem wprost do piekła". Znalazł się w celi więziennej z bluźnierczymi bestiami o sile tysiąc razy większej niż siła człowieka.
Robiło się coraz goręcej, aż wylądowałem na kamiennej podłodze więziennej celi w piekle. Znajdowały się tam kamienne ściany, wnętrze bardziej przypominało loch - brudny, śmierdzący i wypełniony dymem - mówił Wiese w rozmowie z TCT Network.
Demony zaczęły go atakować. Było to tak intensywne, że czuł wręcz fizyczny ból. Widział inne potępione dusze torturowane w dole wypełnionym ogniem.
Demony skierowały całą nienawiść przeciwko mnie. Jeden z nich podniósł mnie i rzucił o ścianę więziennej celi. Czułem się, jakby moje kości zostały połamane. Teraz wiem, że duch nie ma kości, ale tak się wtedy czułem. Do tego ten przykry zapach - najgorszy, z jakim kiedykolwiek się zetknąłem. Paskudny, gnijący i obrzydliwy.
Mężczyzna opowiada, że spotkał wtedy Jezusa, który kazał mu powiedzieć innym ludziom, że piekło istnieje. Jego pierwsze doświadczenie zakończyło się tym, że ocknął się na podłodze w swoim salonie, krzycząc z przerażenia.
Wielu jego zwierzenia skomentowało krótko: "23 minuty nonsensu".
Wiese albo się myli, albo ma rację. A jeśli ma rację, to Bóg jest szalonym tyranem - stwierdził Steven Wells w "Philadelphia Weekly".








