Przypomnijmy, że w kultowym już wywiadzie udzielonym Oprah Winfrey Sussexowie, karmiąc kurczaki, zdecydowali się na wyznanie z prosto z serca...- Wiesz, trzy dni przed naszym ślubem, pobraliśmy się - powiedziała Meghan.
Zaślubiny miały odbyć według księżnej na ich podwórku, jedynie w towarzystwie arcybiskupa Canterbury.
Jak donosi "Daily Mail", Justin Welby oświadczył jednak, że podpisał certyfikat w dniu, w którym miliony widziały, jak para się pobiera.
- Przed ślubem odbyłem szereg prywatnych i duszpasterskich spotkań z księciem i księżną - przyznał.
- Legalny ślub odbył się w sobotę. Podpisałem akt ślubu, który jest dokumentem prawnym, i popełniłbym poważne przestępstwo, gdybym go podpisał, wiedząc, że jest fałszywy - dodał.
Jednoznaczne jest więc, że legalny ślub odbył się w sobotę, ale arcybiskup nie chciał zdradzić więcej na temat innych spotkań z parą. - Para złożyła osobiste przysięgi na kilka dni przed oficjalnym, legalnym ślubem 19 maja - przyznał rzecznik pary w rozmowie z "Daily Beast".
Osobista wymiana ślubów nie jest zawarciem małżeństwa w sensie formalnym, mimo to, jeszcze w czasie samego wywiadu książę Harry, zamiast zaprzeczyć lub doprecyzować wypowiedź Meghan, dodał jedynie: "tylko nasza trójka". Jak myślicie, czy osobista ceremonia miała dla nich większe znaczenie niż prawdziwy ślub? A może w ten sposób chcieli tylko dolać oliwy do ognia na linii ich stosunków z Pałacem Buckingham?











