Przez wiele lat z oddaniem opiekowała się mamą, która przeszła udar. Dzieląc czas między estradę, a obowiązki domowe nie miała czasu na ułożenie sobie życia osobistego.
Był też inny powód. Nigdy nie przestała kochać byłego męża - Janusza Budzyńskiego (†57). Poznali się w czasie tournée artystki po Związku Radzieckim.
"Kawior i szampańskoje! To była najpiękniejsza trasa koncertowa i najpiękniejsza przygoda związana z moim śpiewaniem" - wspominała potem Alicja Majewska.
Janusz wspierał ukochaną.
"Miałam opiekuna - to był mój mąż. Sama nigdy nie zaniosłabym dokumentów do komisji kwalifikującej na festiwal w Opolu. Nie wierzyłam w siebie, ale miałam wokół ludzi, którzy we mnie wierzyli" - wspomina w wywiadzie.
Niestety, szybko się okazało, że małżonek nie jest jej wierny. Rozwiedli się w 1984 roku. Piosenkarka, znana z pogody ducha, starała się nie chować urazy w stosunku do byłego partnera. Gdy zdiagnozowano u niego raka, wspierała go i otoczyła opieką.
"Choć się z Januszem rozstaliśmy, pozostaliśmy w przyjaźni. Zmarł na późno wykryty nowotwór. Do końca byłam przy nim. Jego śmierć była dla mnie ogromną traumą. Od tego momentu regularnie się badam i powtarzam wszystkim, że trzeba się badać, aby móc zapobiec tragedii" - wyznała "Zwierciadłu" artystka.
Po śmierci męża Alicja już nigdy nie związała się z żadnym mężczyzną. Jedyny, z jakim jest widywana, to jej przyjaciel, akompaniator i autor piosenek, Włodzimierz Korcz. Znajomi piosenkarki mówią, że pamięć o byłym mężu jest w Alicji zbyt silna, by mogła myśleć o życiu u boku kogoś innego.
Zobacz również:


***Zobacz więcej materiałów wideo:








