Agata Młynarska nie dała się dotąd poznać, jako wielbicielka wakacji w Polsce. Kilka lat temu pojechała do Władysławowa i na miejscu przeżyła istną traumę. Jak wyznała potem w mediach społecznościowych, jej zdaniem Polacy w ogóle nie potrafią się zachować, a nad Bałtykiem dominuje chamstwo, pijaństwo, hałas, drożyzna i nieświeży olej:
Zjechali wszyscy państwo Kiepscy z rodzinami i przyjaciółmi, jedzenie jest drogie i przeważnie niedobre – ryby smażone na oleju niepierwszej świeżości, królują gofry i fryty. Wszędzie gra muzyka, w każdej knajpie faceci w gastronomicznej ciąży opędzają się od swoich dzieci i umęczonych żon. Wiadomo, dobry browar to podstawa!
Do licznych wad pobytu nad polskim morzem Młynarska dodała kapryśną pogodę. No ale to już chyba nie wina rodaków… W każdym razie sytuacja okazała się tak trudna, że jedynie joga na tarasie była z stanie ukoić zszargane nerwy celebrytki:
W przebłyskach łaskawego słońca wieczorna joga na tarasie, spacer brzegiem morza, rower wzdłuż Zatoki, zachód słońca w Juracie, zapach sosen wynagradzają wszystko! Szukam miejsc bez ludzi, z dala od tych, którzy niszczą ten rajski kawałek Polski, bez samochodów, co jest prawie niemożliwe.
Agata Młynarska wraca z Hiszpanii
Wpis Agaty odbił się wtedy szerokim echem. Wiele osób poradziło jej, że skoro w Polsce się nie podoba, to zawsze może wyjechać. Niektórzy używali bardziej dobitnego czasownika, który oznacza oddalenie się w bliżej nieokreślonym kierunku i to najlepiej szybko. Młynarska najwyraźniej wzięła sobie do serca te życzliwe rady, bo w tym roku postanowiła już nie eksperymentować z Władysławowem.
Może to i lepiej, bo media zaczynają obiegać tak zwane paragony grozy, czyli zdjęcia rachunków za niezbyt wyszukane posiłki zamawiane w nadmorskich lokalach gastronomicznych, które często okazują się bardziej kosztowne od wystawnej kolacji w renomowanej restauracji w dużym mieście. Biorąc pod uwagę, że„paragony grozy” doskwierają turystom mniej wymagającym niż Młynarska, aż strach pomyśleć, jak na rachunek z nadbałtyckiego lokalu mogłaby zareagować wrażliwa celebrytka.
Na razie postanowiła tego osobiście nie sprawdzać... 8 miesięcy temu Agata ze swoimi aktualnym, trzecim z kolei mężem, Przemysławem Schmidtem wyjechała do Hiszpanii. Miał to być krótki wyjazd, ale na miejscu tak im się spodobało, że zostali na dłużej.
Jednak nawet najdłuższe wakacje kiedyś się kończą. Chcąc nie chcąc, ale raczej nie chcąc, Agata musiała wsiąść do samolotu i wrócić do Polski. Jak ujawniła na Instagramie, był to bolesny powrót:
No to lecę do Warszawy! Miały być dwa tygodnie, było osiem miesięcy! W Walencji deszcz... Ja też płaczę, bo to był niezwykły czas...
Pod swoim rozpaczliwym wpisem zamieściła hasztag „do zobaczenia”. Jak można się domyślać, planuje pokonać tę samą trasę w drugą stronę, tylko jeszcze nie wiadomo kiedy.
Tęskniliście za Agatą? Jeśli tak, to chyba bez wzajemności…








