Reklama
Reklama

Urszula i Jerzy Zelnik: Miłość jest czymś, co onieśmiela

Jerzy Zelnik (69 l.) kochał kilka razy. Ale kobietą jego życia była Urszula, którą pojął za żonę.

On był studentem IV roku warszawskiej PWST, ale już miał za sobą rolę Ramzesa XIII w "Faraonie" Jerzego Kawalerowicza.

Ona była uczennicą czwartej klasy liceum. Zobaczył ją w bibliotece na uczelni. Często ją odwiedzała.

"Niesamowicie zgrabna, z oczami jak jeziora dwa" - takie było pierwsze wrażenie.

Adres dziewczyny dostał w wielkim sekrecie od bibliotekarki. Wraz z informacją, że ma na imię Urszula. To ciekawe, że młodego aktora, do którego wzdychała cała żeńska Polska, Ula nie chciała wpuścić do domu.

Reklama

Dopiero ojciec przekonał ją, żeby zmieniła zdanie. Pobrali się w październiku 1969 roku.

(...)

Urszuli zawdzięcza coś bardzo ważnego: chrzest.

W sierpniu 1969 roku, na dwa miesiące przed ślubem, przyjął ten sakrament w kościele (dziś bazylice) Bożego Ciała na krakowskim Kazimierzu.

"Ochrzciłem się pod wpływem żony. Ona chciała ślubu kościelnego, a ja próbowałem dowiedzieć się, co to znaczy chrześcijaństwo. No i oczywiście później doznałem takiej strzelistości, że to ja, neofita, wiodłem ku Bogu moją żonę, wychowaną w wierze od dziecka" - opowiadał.

Pod wpływem Jerzego Zelnika ochrzcili się również jego rodzice, wówczas już 50-latkowie: Halina, tłumaczka z rosyjskiego i niemieckiego, pracująca w redakcji naukowej, i ojciec - Jan, scenarzysta, reżyser, autor sztuk teatralnych i słuchowisk radiowych.

"Wcześniej byliśmy ludźmi obojętnymi religijnie" - wyjaśniał aktor.

Po kilku latach Urszula i Jerzy Zelnikowie przeprowadzili się z Krakowa do Warszawy. Wybudowali dom na Zaciszu.

Bardzo długo czekali na dziecko: Mateusz Zelnik przyszedł na świat po 12 latach małżeństwa rodziców.

Swoje miejsce na ziemi znaleźli w Zabużu na Podlasiu, wiosce niedaleko Siemiatycz, gdzie aktor zbudował drugi dom.

Dostarczył żonie wielu stresów

Jerzy Zelnik, jeden z najprzystojniejszych polskich aktorów, typ amanta, przez lata zmagał się z poważnym problemem.

"Byłem zawsze raczej bardzo nieśmiały. Mnie ośmielała miłość. Jeżeli czułem coś głębszego, ważnego do dziewczyny, to właściwie już samo szło" - mówił.

W "Epitafium dla Barbary Radziwiłówny" grał z Anną Dymną (64 l.).

Po latach pozwolił sobie na szczerość.

"Myśmy z Anką od początku czuli się ze sobą bardzo dobrze. Podobaliśmy się po prostu sobie wzajemnie, właściwie mocno między nami iskrzyło.

Ale oboje nie byliśmy już wolni, więc uważaliśmy, żeby nie posunąć się za daleko i nie narobić sobie kłopotów.

Ale to wiedziały nasze głowy, a ciało jest głupie. Baliśmy się oboje, że pod tym prześcieradłem sytuacja wymknie nam się spod kontroli" - opowiadał.

Mówiąc o swoich relacjach z kobietami, Jerzy Zelnik zauważał, że zawsze traktowały go z pewnym dystansem. Jedynym sposobem na przełamanie tego była miłość.

"Miłość jest czymś, co ośmiela" - tłumaczył.

Przyznawał, że kochał w życiu dwa razy. Innym razem mówił, że kilka.

Jednak kobietą jego życia była ta, którą poślubił.

Spędzili razem 47 lat. Mężem bywał trudnym.

"Muszę przyznać, że dostarczyłem Urszuli bardzo wielu stresów i mam za co bić się w piersi" - mówił w wywiadzie.

"Czasami wydawało mi się, że to już koniec, bo jak można obrzucać kamieniami drugą osobę, a potem się do niej przytulić?" - pytał.

I sam odpowiadał na to pytanie. Że można.

A jeśli tak, to chyba miłość przekreśla wszystkie trudne chwile i pozwala odnowić, zapomnieć. Dać szansę.

O swoim zawodzie mówił, że jest kochanką, z którą zdradza się żonę.

"Nigdy świadomie nie traktowałem domu jako hotelu. Nawet jeśli przychodziłem do domu zmęczony, to się włączałem" - mówił.

"Oprócz miłości łączy nas też wielka przyjaźń (...). Staramy się nie tracić urody i kondycji. Dbamy o siebie - dla siebie".

Co jest najtrudniejsze w małżeństwie po kilkudziesięciu latach wspólnego życia?

"Zaniedbanie siebie i wychodzenie z założenia, że nie trzeba się już starać" - tłumaczył aktor.

"Dużo związków rozpada się w momencie, kiedy partnerzy dochodzą do wniosku, że przestali być dla siebie zaskoczeniem. Brakuje wtedy takich elementów zachwytu sobą. I tak wielka miłość umiera".

Choroba otworzyła mu oczy

W listopadzie 2011 roku na rodzinę spadł cios. Pani Urszula przeszła wylew.

Na początku stan zdrowia kobiety był bardzo poważny. Aktor musiał przejąć wszystkie domowe obowiązki i opiekę nad żoną.

"Zaczyna mnie powoli odciążać w podstawowych rzeczach, jak przygotowanie lekarstw, podgrzanie obiadu, ale wciąż jeszcze długa droga przed nią. Ma takie dni, kiedy jest zła i sfrustrowana z powodu tego, co się stało, ale walczy" - tłumaczył rok później.

Niewiele osób wiedziało, że aktor opiekował się nie tylko żoną, ale także niepełnosprawnym od urodzenia bratem, którego jedynym źródłem utrzymania była niska renta.

Choroba żony otworzyła aktorowi oczy na wiele spraw.

Jerzy Zelnik tłumaczył, że nauczył się słuchać innych ludzi i cieszyć małymi rzeczami.

Urszula Zelnik zmarła w maju tego roku.

EP

Większość cytatów pochodzi z książki Emilii Padoł "Dżentelmeni PRL-u".

Życie na gorąco
Dowiedz się więcej na temat: Jerzy Zelnik
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Polecamy