Reklama
Reklama

TVN szuka winnego

W redakcji TVN trwa śledztwo, kto wypuścił do internetu nagranie, na którym Kamil Durczok w wulgarny sposób sztorcuje swojego podwładnego. Przeszukiwane są m.in. skrzynki pocztowe pracowników. Stacja sprawdza, kto zdradził...

Film trafił do sieci w piątek po południu. Mimo błyskawicznej reakcji TVN, która natychmiast wezwała właścicieli serwisów do zablokowania nagrania, nadal można go znaleźć w sieci. Internauci przerzucili go na tureckie serwery. Sam Durczok we wczorajszym wydaniu "Faktów" obrócił sprawę w żart. Żegnając się powiedział: "Spotykamy się jutro przy czyściuteńkim, jak niemal zawsze, stole".

Tymczasem na pierwszy ogień poszły skrzynki e-mailowe pracowników: "Sprawdzają teraz, czy nie zostało przesłane e-mailem. Ale to jak szukanie wiatru w polu. Do systemu mają dostęp praktycznie wszyscy pracownicy stacji. Poza tym ktoś, kto wypuścił filmik, mógł nagrać go sobie na przenośną pamięć, zamiast wysyłać go mejlem. Trudno byłoby go raczej przesłać pocztą" - tłumaczy jeden z pracowników TVN24 w rozmowie z "Dziennikiem".

Reklama

Pracownicy stacji przyznają, że osobie, która wypuściła film do sieci, Durczok musiał nadepnąć na odcisk: "Nie widziałem go, żeby przeklinał z podpiętym mikrofonem. Bardzo tego pilnuje i to była jakaś wyjątkowa sytuacja" - dodaje dziennikarz TVN.

Piotr Najsztub twierdzi, że zachowanie Durczoka było efektem bezradności: "Każdy, kto zajmuje się zarządzaniem, nieważne, czy jest szefem warsztatu samochodowego, szefem kuchni czy serwisu informacyjnego, powinien wiedzieć, że przeklinanie jest uznawane za wyraz bezradności. Dobry szef powinien egzekwować polecenia prostymi zdaniami, bez zbędnych emocji".

Najsztub zapytany, czy też przeklina w pracy, odparł: "Nie. Jak słyszę takie wiązki, to mnie skręca w środku. Nie przeklinam, bo uważam, że to utrudnia rozmowę".

Dorota Gawryluk natomiast trzyma stronę Durczoka: "Powinniśmy przestać być hipokrytami. I nie udawać, że w prywatnym życiu zachowujemy się tak gładko i poprawnie jak na ekranie. Ktoś, kto oczekuje, że skoro na wizji dziennikarz nie przeklina, to poza wizją też tego nie robi, jest naiwny. Trzeba odróżniać wizerunek medialny od prywatnego życia".

Dziennik.pl
Dowiedz się więcej na temat: Kamil Durczok
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Polecamy