Artur Żmijewski (46 l.) nigdy dotąd nie mówił o trudnym dzieciństwie, o tym, że ojciec był dla niego obcym człowiekiem...
Mimo upływu lat ciągle chłopięca twarz, błękitne oczy, w których można utonąć. Niezależnie od tego, czy nosi mundur, kitel, czy sutannę w Arturze Żmijewskim kochają się kolejne pokolenia fanek.
Piszą listy, chodzą na wszystkie spektakle. On jednak nie pozostawia wielbicielkom złudzeń. "Trzeba umieć stanąć do zdjęcia z piękną panią, a potem mimo sprzyjającej sytuacji zawinąć się i powiedzieć 'do widzenia'" - mówi w niezwykle szczerym wywiadzie dla "Twojego Stylu".
Choć pokus w jego zawodzie jest bez liku, wraca do bezpiecznej przystani: do żony Pauliny, poznanej jeszcze w czasach licealnych i dzieci: córki Ewy (19 l.) i synów Karola (12 l.) oraz Wiktora (10 l.).
Wiele związków jego kolegów po fachu się rozpada, ale on nie wyobraża sobie, że można zniszczyć długo budowany świat dla chwilowego zauroczenia. "Facet musi sobie ustalić priorytety. Jeśli zdecydujesz się być z kimś i obiecujesz mu, że na dobre i na złe, warto sobie o tym przypomnieć co jakiś czas. I w chwili kryzysu, zastanowić się co dalej. Powiesz: 'Do widzenia'? Zostawisz bliską osobę z problemami, zawalisz jej świat?" - pyta.