- Ciąża pani Katarzyny Skrzyneckiej, która pracowała na umowę o dzieło, nie mogła być kryterium decyzji producentów programu, którzy mają swoje priorytety - tłumaczy na łamach "Rewii" Joanna Lichosik, specjalista public relations "Tańca z gwiazdami".
- Po tylu edycjach chcieliśmy dać widzom coś nowego, odświeżyć program, dać szansę nowej prowadzącej [Nataszy Urbańskiej - przyp. red.] - dodaje.
Zaprzecza jednocześnie, że aktorka miała dowiedzieć się o zwolnieniu z internetu. Wszystko, jej zdaniem, odbyło się "elegancko", zgodnie z umową i w odpowiednim czasie.
- Jesteśmy zbyt poważną firmą, żeby pozwolić sobie na taki brak profesjonalizmu - puentuje.
Nie jest już tajemnicą, że była gospodyni tanecznego show decyzję stacji przyjęła z bólem. Jak zdradzają osoby pracujące przy programie, "płakała".
- Nie mogła się pogodzić z tym, że nie będzie jej już w programie, który tak polubiła, który przyniósł jej ogromną popularność i... niemałe pieniądze. Z drugiej strony nikt nigdy jej nie obiecywał, że będzie prowadziła ten program dożywotnio - podkreśla.
Przypomnijmy, że Skrzynecka jest w 4. miesiącu ciąży i, jeśli wszystko ułoży się szczęśliwie, w styczniu urodzi swoje pierwsze dziecko.









