Shannen Doherty prowadzi ciężką walkę z rakiem piersi. Po alarmującej diagnozie, jaką usłyszała w marcu 2015 roku, przeszła pierwszą chemioterapię. W 2017 roku ujawniła, że rak jest w stanie remisji. Niestety, powrócił trzy lata później.
W 2020 roku aktorka wyznała, że nowotwór jest w czwartym stadium. Było to krótko po jej powrocie na plan "Beverly Hills 90210". Jak wyjaśniła Shannen:
Ujawniłam to, żeby pokazać, że ludzie w czwartym stadium raka nadal mogą pracować. Nasze życie nie kończy się w chwili, gdy usłyszmy diagnozę. Nadal mamy trochę do przeżycia.
Walka z rakiem wywróciła życie aktorki do góry nogami i przewartościowała jej priorytety. Zrozumiała, jak wiele kobiet skupia się na sprawach nieistotnych, takich jak na przykład próby powstrzymania upływającego czasu i zachowanie wiecznej młodości.
Shannen Doherty krtycznie o botoksie
Jak wyjaśniła w swoim najnowszym wpisie na Instagramie, wszystko staje się jasne, gdy tylko człowiek spojrzy śmierci w oczy:
Uwielbiam moje życie i to, że moja twarz odzwierciedla to, co przeżyłam. Wiele przeszłam, mam raka i w końcu zrozumiałam, jak Hollywood i kolorowe magazyny próbują nas wciągnąć w obsesję. Chcę widzieć kobiety takie, jak ja, kobiety silne, bez wypełniaczy, bez botoksu, bez liftingu. Kobiety, na których twarzach jest wypisane doświadczenie ich życia.
Jak wyjaśnia Shannen, ona sama zaakceptowała fakt, że jest chora, a rak czyni nieodwracalne spustoszenie w jej organizmie:
Nigdy nie będę wygląda, jak kiedyś. Niektóre leki, które stosuję, usuwają z organizmu kolagen, więc nigdy nie będę miała twarzy bez zmarszczek. Są rzeczy, z którymi nie wygrasz. Po prostu staram się traktować każdy dzień jak niesamowity cenny prezent, jaki mi podarowano.
Cóż, Agnieszka Kaczorowska pewnie by się z nią nie zgodziła. Na swoim Instagramie promuje dokładnie odwrotną opinię, w myśl której pokazywanie się w mediach społecznościowych bez pełnego makijażu i ze zmęczoną twarzą jest równoznaczne z lansowaniem brzydoty. To co dopiero w czasie choroby…








