Reklama
Reklama

Rafał Mroczek o karierze i wartościach rodzinnych: Nareszcie zaczynam doceniać to, co mam!

Czasem o naszych losach decyduje przypadek, który zmienia całe życie. Rafał Mroczek wie o tym najlepiej...

Woli być autentyczny, niż sławny. Słynny brat bliźniak wciąż chce iść do przodu.

Ale tym razem nie samotnie, a z wiernym kompanem u boku.

Lubię rozmówców, którzy witają mnie uśmiechem.

- Piękną mamy dzisiaj pogodę i właśnie wróciłem ze spaceru z psem.

Także jak sama widzisz, nie mam powodów, aby się nie uśmiechać.

Zawsze cieszyły cię małe rzeczy?

- Jestem na takim etapie życia, że nareszcie zaczynam doceniać to, co mam.

Ale to nie jest tak,że przestałeś mieć plany i marzenia?

Reklama

- Nic z tych rzeczy. Zawsze stawiam sobie cele do zrealizowania. Ale znajduję też czas, aby cieszyć się z tego, co już udało mi się osiągnąć.

Przyznaję, że wcześniej o tym zapominałem. Dzisiaj dostrzegam więcej rzeczy, których wcześniej po prostu nie zauważałem.

Dzięki takiemu podejściu wszystko dużo łatwiej mi przychodzi.

Jaki był twój rodzinny dom?

- Jesteśmy tradycyjną polską rodziną, która przestrzega wartości chrześcijańskich.

Do dziś jesteśmy ze sobą bardzo związani. Wiesz... jeden za wszystkich, wszyscy za jednego.

Wspieramy się w każdej sytuacji.

Byłeś grzecznym chłopcem?

- Na to pytanie powinni odpowiedzieć moi rodzice. Jak każdy młody chłopak miałem swoje wyskoki.

Tak to już z nastolatkami bywa. Ale jak rozmawiam z rodzicami o swoim dzieciństwie, to na szczęście mówią, że dało się ze mną i z moim bratem bliźniakiem wytrzymać.

Rywalizowałeś z Marcinem?

- Między braćmi zawsze jest sztama. Ale jest też element rywalizacji.

Całe życie masz obok siebie przeciwnika, który do tego wszystkiego jest... identyczny.

Działa to na mnie jednak mobilizująco, a nie paraliżująco.

Twój brat bliźniak jest już szczęśliwym mężem. Nie motywuje cię to zatem do działania?

- Od dłuższego czasu nie mówię o swojej prywatności. Dlatego wybacz, ale nie odpowiem ci na to pytanie.

Zniszczyłbym to, co wypracowałem sobie przez wszystkie lata.

To zdradź chociaż, jakie to uczucie, gdy młody chłopak dostaje role w serialu i oglądają go miliony widzów?

- Casting wygrałem w wieku 19 lat. Nie byłem wtedy świadomy tego, że serial będzie cieszył się, aż taką popularnością.

Nie przypuszczałem, że zdobędzie milionową widownię.

Jesteśmy szczęśliwi, że tak się stało. Praca twórców, realizatorów nie idzie na marne.

To miłe, gdy ludzie zaczepiają mnie na ulicy i mówią, że cieszą się, że od lat goszczę w ich domu.

Nie wykorzystujesz jednak swojej popularności. Zamiast imprez, pozowania na ściankach wybierasz zupełnie inne życie. Dlaczego?

- To zdecydowanie nie mój świat. Nie lubię tego i nie chciałbym się tłumaczyć.

Tak po prostu jest. Niektórzy chodzą na ścianki, a ja w tym czasie gram w piłkę nożną.

Dlatego nie spotkamy się na bankietach, ale zobaczymy się za to na imprezach sportowych, czy też charytatywnych.

Zdecydowanie bardziej wolę tę opcję.

A dlaczego zdecydowałeś się na udział w programie „Przygarnij mnie”?

- Zastanawiałem się nad psem od dawna. Telefon od produkcji był tylko impulsem, który przyśpieszył moją decyzję.

Czekałem na odpowiedni moment i akurat wtedy zadzwonili do mnie producenci programu.

Wcześniej miałeś jakiegoś zwierzaka?Lubię zwierzęta.

W domu rodzinnym zawsze były jakieś znajdy i adoptowane koty lub psy. Po co brać psa z hodowli, kiedy w schroniskach jest tak dużo wspaniałych psiaków czekających na dom?

Ze zwierzętami trzeba umieć nawiązać kontakt...

I dosyć szybko udaje mi się to zrobić. Moi przyjaciele wykorzystują ten fakt i zostawiają u mnie swoje zwierzęta.

Nie mam z tym problemu, zwierzaki lgną do wujka. (śmiech)

To musiało być ci niezmiernie ciężko wybrać tego jedynego.

- Decyzja nie była łatwa. Pójście do schroniska, gdzie jest tysiące psów czekających na właściciela i wybranie tego jednego jest potwornie trudne. 

Ile razy byłeś w schronisku zanim zdecydowałeś się na Lizaka, bo tak się wabi?

- Kilkukrotnie. Wyprowadzałem wiele psów. Na każdym spacerze zapoznawałem się z nimi. Chciałem jak najlepiej dobrać psa do siebie.

Co masz na myśli?

- Musieliśmy zgrać się temperamentami. Tak jak robią to przyjaciele. Chodzi o to, aby tych wspólnych cech było jak najwięcej.

I gdy coraz lepiej poznawałem Lizaka, poczułem, że to pies, którego chciałbym zaadoptować.

Zabierasz go ze sobą wszędzie?

- Wszystko trzeba robić z głową. Nie doprowadzam do przesadnego przywiązania psa do właściciela, bo wtedy pozostawienie go w domu, na dłuższą, a nawet na krótszą chwilę objawia się lękiem. Dlatego

Lizak zostaje w różnych miejscach sam lub z nowo poznanymi ludźmi. Uczę go, że w każdym miejscu jest bezpieczny. Pana jednak ma tylko jednego.

A myślisz może o adopcji drugiego psiaka?

 - Na razie nie. Lizak wymaga sporo czasu i wyszkolenia wielu umiejętności.

Zatem jeszcze trochę pracy przed nami. A później zastanowimy się co dalej!

Alicja Dopierała

Świat & Ludzie
Dowiedz się więcej na temat: Rafał Mroczek
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Polecamy