Małgorzata Niemirska była jeszcze studentką stołecznej szkoły teatralnej, gdy wyszła za mąż za reżysera Andrzeja Makowieckiego. Kilka lat później na planie trzyczęściowego spektaklu Teatru Telewizji "Desperaci" poznała starszego od niej o dekadę Marka Walczewskiego, który bardzo szybko stał się najważniejszym mężczyzną jej życia. Od razu wiedziała, że... zostawi dla niego męża. Była pewna, że miejsce w sercu i u boku aktora jest wolne.
"Prowadził tryb życia niewskazujący na to, że jest żonaty. Tego tematu nie było między nami. Ja o tym, że on jest żonaty i z kim, dowiedziałam się, kiedy już było za późno" - opowiadała w rozmowie z "Gazetą Wyborczą".

Małgorzata Niemirska i Marek Walczewski: Byli dla siebie stworzeni. Nie potrafili żyć bez siebie
Decyzję, by związać się na dobre i na złe, Małgorzata i Marek podjęli po zaledwie dwóch miesiącach znajomości. Zanim jednak w grudniu 1974 roku wzięli ślub, musieli zakończyć poprzednie małżeństwa - on z wybitną krakowską aktorką Anną Polony, ona z Andrzejem Makowieckim. Kiedy na jaw wyszło, że są parą, wybuchł skandal. Większość znajomych odwróciła się od nich. Oboje rozwiedli się w iście ekspresowym tempie...
"Patrząc z perspektywy na to, czym byliśmy dla siebie, nie mogliśmy postąpić inaczej. Są takie sytuacje w życiu, kiedy się działa jak laser, kiedy ma się siłę, która kruszy mury. Tak było w tej sprawie. Byliśmy dla siebie stworzeni" - wyznała Małgorzata Niemirska w wywiadzie dla "Wyborczej.pl", wspominając początek swojego związku z Markiem Walczewskim.

Do Urzędu Stanu Cywilnego pojechali wartburgiem, którego Marek kupił za honoraria za występy w krakowskiej Jamie Michalikowej. Uroczystość trwała 10 minut i - poza nowożeńcami i ich świadkami (reżyserką "Desperatów" Anną Minkiewicz i aktorem Jerzym Kamasem) - nie było na niej nikogo. O tym, że Małgorzata po raz drugi wyszła za mąż, nawet jej rodzice dowiedzieli się po fakcie!
Po ślubie Małgorzata i Marek zamieszkali najpierw w maleńkiej kawalerce, którą udostępnił im Jerzy Grzegorzewski, później w mieszkaniu w bloku, które dostali "z przydziału", a w końcu we własnym domu, którego dorobili się po 25 latach małżeństwa.
"Mam dar organizowania domu gdziekolwiek jestem, więc staram się, żeby nawet w pokoju hotelowym było ciepło i przytulnie" - opowiadała aktorka "Echu dnia".
"Ciepło i przytulnie jest wszędzie tam, gdzie jest Małgosia. Jest między nami coś, co przypomina uzależnienie. Chyba nie potrafimy już żyć oddzielnie" - twierdził Marek Walczewski.
Małgorzata Niemirska i Marek Walczewski: Marzyli o dziecku, ale nie było im dane zostać rodzicami...
Małgorzata i Marek - wbrew prognozom "życzliwych" znajomych, że na nieszczęściu poprzednich partnerów nie uda się im stworzyć trwałego związku - byli razem 35 lat, aż do śmierci aktora. Niestety, nie dane im było zostać rodzicami, choć bardzo tego chcieli.
"Marzyliśmy o dziecku... Przeżyłam szereg ciężkich zabiegów, ale na nic to się zdało. Ktoś tam rodzi szesnaste dziecko z kolei, nie chcąc ich mieć, a ktoś nie ma żadnego. Tak widocznie miało być" - żaliła się Małgorzata Niemirska Donacie Subbotko z "Gazety Wyborczej".
"Dlatego myśmy byli dla siebie nawzajem ojcem, matką, dzieckiem. Stworzyliśmy dom, w którym byliśmy samowystarczalni. Opiekowaliśmy się sobą. On mną jak ojciec" - powiedziała.
Marek Walczewski opowiadał w wywiadach, że ceni żonę za to, jak bardzo dba, by dobrze im się żyło. "Ja jestem strasznym bałaganiarzem, często brakuje mi konsekwencji w tym, co robię, zapominam, o co chodzi. Biorę na siebie tylko to, co umiem, a poza zakiszeniem barszczu umiem niewiele" - żartował w rozmowie z "Echem dnia".
Problemy z pamięcią Marek zaczął mieć 20 lat po ślubie. Małgorzata Niemirska jako pierwsza to zauważyła.

Marek Walczewski: Stracił wszystkie wspomnienia. Żona była przy nim do końca...
Marek Walczewski bardzo długo lekceważył pierwsze objawy choroby Alzheimera.
"Zaczęło się od drobiazgów: niezamkniętej szuflady, niezakręconego kranu. Obracał to w żart, bagatelizował" - wspominała Niemirska na łamach "Gazety Wyborczej".
W 1996 roku, podczas zdjęć do spektaklu telewizyjnego "Szkarłatna litera", Marek zapomniał tekstu, a reżyser Maciej Dejczer zrobił z tego aferę, zerwał zdjęcia i obarczył winą za to aktora. Na wizytę u lekarza Walczewski zdecydował się jednak dopiero, gdy w 2000 roku, prowadząc samochód, niemal nie zabił siebie i żony. Diagnozy w pierwszej chwili nie potraktował poważnie...
"Bronił się. Nie nazywaliśmy tej choroby. Mówiliśmy, że są zmiany w mózgu i trzeba brać lekarstwa. W końcu przestał odróżniać, gdzie co jest w domu. Jak już podpalił piwnicę, zalał kuchnię, spadł ze schodów, to zaczęło być groźnie" - wyznała Małgorzata Niemirska w wywiadzie dla "Wyborczej.pl".
W 2004 roku aktorka zdecydowała się umieścić męża w prywatnym domu opieki. Tłumaczyła, że Marek i tak nie miał już świadomości, gdzie jest, że było mu wszystko jedno, a wymagał całodobowej opieki. Żeby opłacić pobyt męża w specjalistycznym ośrodku, pracowała bez wytchnienia, grając w kilku serialach jednocześnie!
"Jeżdżąc do niego przez pięć lat, niemal codziennie się z nim żegnałam. To było straszne - patrzeć, jak najukochańsza osoba traci rozum, jak z tym walczy, jak tego nie chce. Żeby tak całe życie grać i nagle przestać? Tak się z tym męczył, że jak do innych pacjentów przychodzili ludzie w odwiedziny, to myślał, że to publiczność..." - opowiadała aktorka.
Marek Walczewski zmarł 26 maja 2009 roku. Chwilę przed tym, jak na zawsze zamknął oczy, miał moment "przebudzenia". "Spojrzał na mnie, powiedział, że jestem piękna. I odszedł" - wspomina Małgorzata Niemirska.

***
Zobacz także:








