
Według relacji Lichtmana Ewa Krawczyk miała powiedzieć do niego: "Zjeżdżaj", gdy próbował z synem Krawczyka zbliżyć się do grobu.
Po upublicznieniu tego menedżer Andrzej Kosmala wydał oświadczenie, w którym stwierdził, że Lichtman "na pogrzebie rozpychał się, by kamera i aparaty fotograficzne jego ujmowały".
Do wpisu postanowił odnieść się sam zainteresowany. W rozmowie z "Faktem" stwierdził, że "pan Kosmala cały czas pałał nienawiścią do zespołu Trubadurzy, zawsze zazdrościł im rodzinnej atmosfery i bał się zbliżenia Krawczyka z kolegami".
Nie wiedziałem jednak, że ta antypatia przeniesie się na kościół czy na cmentarz. Trubadurzy mieli zaśpiewać na pogrzebie, co Andrzej Kosmala potwierdził, ale później się wykręcał i to nie doszło do skutku - opowiada Lichtman w "Fakcie".

Syn Krawczyka nie miał kontaktu z ojcem
Odpowiadając na zarzuty "przepychania się" przy trumnie Krawczyka, Lichtman stwierdził, że pomagał jedynie synowi Krawczyka - Krzysztofowi juniorowi, który nie został dopuszczony do ojca.
Dostrzegłem gdzieś z tyłu Krzysia, syna piosenkarza. Można powiedzieć, że był bojkotowany, więc ja go popchnąłem naprzód i powiedziałem: 'Idź do samej trumny, pożegnaj swojego tatę'. Tak zrobił, choć nieśmiało, a jak zobaczył to Kosmala, to prawie szału dostał. Stanąłem przy Krzyśku i również pożegnałem zmarłego, bo to był mój największy przyjaciel. Kosmala skłamał w mediach społecznościowych, pisząc, że ja się przepychałem. Nieprawda. Ja tylko chciałem przepuścić syna Krzysztofa Krawczyka, bo nikt go nie chciał dopuścić do trumny. Podejrzewam, że tak się stało na prośbę pana Kosmali. Nie mogłem na to patrzeć - relacjonuje w "Fakcie".

Ewa Krawczyk do Lichtmana: Zjeżdżaj
Lichtman uważa, że ma prawo wypowiadać się na temat swojego przyjaciela Krzysztofa Krawczyka. W przeszłości opiekował się bowiem jego synem Krzysztofem Juniorem.
Na pogrzebie zaskoczyło go nie tylko zachowanie Kosmali, ale i żony zmarłego artysty Ewy Krawczyk. Podkreśla, że po tym, co się stało, "stracił do niej całą sympatię".
Podszedłem do Ewy na pogrzebie, gdyż chciałem złożyć kondolencje żonie zmarłego przyjaciela. Powiedziała do mnie: 'Marian, nie rób interesów i kariery na moim mężu'. Nawet się nie wstydziła, żeby rzucić tego typu uwagę, w takim ciężkim dniu! Przerwała nagle szloch i powiedziała mi, że 'robię sobie PR'. Odpowiedziałem tylko: 'Ewuniu, to był twój mąż, ale mój przyjaciel największy'. Następnie odszedłem. Straciłem u nich sympatię, bo nie dam zrobić krzywdy synowi Krzysztofa Krawczyka - podkreśla Marian Lichtman.
"Kosmala dostał szału"
Muzyk twierdzi, że do awantury doszło również w kościele, gdy żona Kosmali miała mu powiedzieć, że nie ma dla niego miejsca z przodu. Wówczas menedżer miał stwierdzić, że Lichtman obraził jego żonę.
Przykro mi jest bardzo, że w trakcie żałoby, w takim ważnym dniu, Kosmala tak się zachowywał. Zaczął mi także wysyłać straszne esemesy, których nie będę cytował, ale powiem, co ja mu napisałem: 'Straciłem wielkiego przyjaciela, ale twoją gorycz rozumiem, bo... ty straciłeś pieniądze'. Po tym dostał szału - kończy w "Fakcie" Marian Lichtman.



