Reklama
Reklama

Piotr Cyrwus zdradził tajemnice przeszłości!

Piotr Cyrwus (58 l.) zdradził w wywiadzie dla "Życia na Gorąco" klika nieznanych dotąd faktów ze swojego życia. Aktor opowiedział m.in. o tym, dlaczego nie ogląda polskich filmów.

Aktorstwo nadal sprawia panu taką frajdę jak na początku? 

Uwielbiam chodzić do kina i na spektakle, ale z innej pozycji je oglądam. Szczególnie ciężko jest mi oglądać polskie filmy. W teatrze bardziej się zatracam. W polskich filmach widzę szwy moich kolegów, ale nie oceniam ich. Widzę po prostu techniczne niedobory, które chciałbym poprawić i to mnie troszkę dystansuje. Uwielbiam konfrontować się z innymi ludźmi. 

Wziął pan na warsztat kilka ról w filmach sensacyjnych. Taka różnorodność musi być dla pana przyjemna? 

Reklama

Dla aktora każdy film jest niespodzianką i wszystkie propozycje, które dostaję, są fascynujące. W tym roku wziąłem udział w moim pierwszym festiwalu filmowym. Pojechałem do Kołobrzegu. Ostatnio przez odbarwienie mojego bohatera (z "Klanu" odszedł w 2012 - red.) dostaję przeciwne role. Nie wybieram postaci tych gangsterów, czy różnych połamańców życiowych, choć fascynuje mnie to. Są aktorzy, którzy jedną osobowością mogą zagrać wszystkie role. Ja raczej wcielam się w rolę. Taką mam technikę. Im więcej ciekawych propozycji, bardziej skomplikowanych osobowości, tym lepiej. 

W "Na Wspólnej" wciela się pan w sąsiada Romana, Zdzisława Muszko. 

W tym serialu od czasu do czasu jestem takim rozśmieszającym charakterem. Lubię tę rolę i pracę z Waldkiem Obłozą, z którym gram też we wspólnym spektaklu. Między nami tworzy się przedziwna energia. Lubimy się przekomarzać. 

Od początku myślał pan o karierze w telewizji? 

W krakowskiej szkole teatralnej było coś takiego, że teatr był najważniejszym elementem. Nasi pedagodzy byli wielkimi aktorami Teatru Starego, więc byliśmy w nich wpatrzeni jak w obrazek. To było nasze lustro, w którym odbijaliśmy się przez 4 lata. Kiedyś pani Ewa Lassek powiedziała mi, że jak skończę szkołę to nie będę wychodził z telewizji. Byłem oburzony, że ona mi wieszczy taką karierę. Chciałem być tylko aktorem teatralnym. 

Warszawa była naturalnym wyborem? 

Krakusy śmieją się z Warszawy, że jest dużą wsią. Pochodzę ze wsi i zawsze lubiłem mieszkać na wsi. Warszawa była moim marzeniem i jest do tej pory. Wielkim przypadkiem było, że z żoną (Maja Barełkow ska - red.) dostaliśmy się do teatru w Warszawie. Byliśmy tam jednymi z pierwszych absolwentów szkoły krakowskiej od wielu lat. Graliśmy u Dejmka, ale po roku niestety uciekliśmy z Teatru Polskiego. Spodziewaliśmy się naszego pierwszego dziecka, Łukasza. Niespodziewanie zagrałem także w telewizji i te stosunki z panem Dejmkiem się zepsuły. Stwierdziliśmy, że trzeba iść dalej i poszliśmy do Łodzi. Maja miała urodzić dziecko i się nim opiekować, ja miałem grać. Stało się zupełnie odwrotnie. Maja grała, a ja opiekowałem się synem i jeździłem do telewizji do Krakowa. 

W Małopolsce wychodzi się na pole, na Mazowszu na dwór. Mieszkał pan tu i tam. Gdzie pan wychodzi? 

Na pole! W Krakowie mieszkaliśmy 27 lat. Teraz częściej jesteśmy w Warszawie, ale nawet tu wychodzimy na pole.  

Woli pan morze czy góry? 

Górale nie chodzą po górach, bo je mają, lubią morze. Wielu moich kolegów z liceum zostało marynarzami. Ciągnie nas do wody dlatego, że jej nie mamy. 

Grał pan kiedyś w obcym języku? 

W "Liście Schindlera" Spielberga zagrałem po angielsku. Wtedy nie znałem tego języka. Bałem się, że nie usłyszę aktora głównego, który przyjechał na koniu i nie będę wiedział kiedy wejść. Grałem ukraińskiego żołnierza, który bił i kopał dziewczynę żydowskiego pochodzenia. Był to olbrzymi plan. Cały obóz stanowił jedno wielkie ujęcie, siedem kamer ustawiano cały dzień. Na szczęście udało mi się nie pomylić. Kiedyś też odwiedziłem mojego mentora, księdza Tischnera, był to rok 1989 - pierwsze wolne wybory. Ksiądz zrobił herbatę, ale bez przerwy chodził do telefonu i zdawał sprawozdanie po francusku, niemiecku, angielsku... Zapytałem go jakim sposobem zna tyle języków. Odpowiedział mi "Piotr, każdy normalny człowiek musi znać dwa języki. Ty znasz polski i góralski i to ci wystarczy". Później się o tym przekonałem. Jak każdy góral pojechałem w pierwszą poważną podróż do Chicago. Myślałem, że porozmawiam sobie trochę po angielsku. Okazało się, że nie. Wszyscy tam mówią po góralsku.


***
Zobacz więcej materiałów wideo:


Życie na gorąco
Dowiedz się więcej na temat: Piotr Cyrwus
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Polecamy