Omenaa Mensah może się nazywać kobietą sukcesu. Prowadzi kilka biznesów, zrobiła karierę jako prezenterka telewizyjna, wybudowała szkołę w Ghanie, a do tego pomaga dzieciom z domów dziecka. Mimo wielkiego serca, które nieustannie pokazuje, wciąż jest oceniania przez pryzmat wyglądu. Czy ma z tym problem?
Omenaa Mensah o przekleństwie urody
Trzeba przyznać, że uroda przydaje się w zawodzie prezenterki telewizyjnej, która ma za zadanie dotrzeć do widza. W pracy przed kamerą schludny wygląd i piękna twarz to nieodzowne atuty. Omenaa bez dwóch zdań je ma.
Zrobiłam atut ze swojej inności. Bo w tej szerokości geograficznej, czyli w Polsce, jestem inna. Oczywiście miałam szczęście, że na mojej drodze pojawiły się osoby, które zauważyły mnie i dały szansę. Spojrzałam na siebie, tak jak one spojrzały na mnie. One uwierzyły, że moja egzotyczna uroda pomoże mi w karierze, w rozwoju. Mówię o tym, bo chcę, żeby ludzie wiedzieli, że coś, co dzisiaj jest twoim przekleństwem, jutro może być wybawieniem
Omenaa Mensah była dyskryminowana?
Śniada cera, bujne włosy to nie tylko oznaki niesamowitej urody, ale również elementy, które niektórzy oceniają bardzo krytycznie. Tym bardziej, jeśli nie pasują do pewnego "schematu", odstają od reszty. Mensah przyznała, że niejednokrotnie była wytykana palcami. Zdradziła też, jak sobie radzi z dyskryminacją.
Aż tak bym tego nie nazwała. Jednak gdy byłam dzieckiem, nie mogłam zrozumieć, dlaczego komuś przeszkadza, że mam inny kolor skóry i kręcone włosy. W mojej szkole w Jeleniej Górze byli bliźniacy, blondyni. Byli dla mnie najbardziej okrutni. Gdy poskarżyłam się tacie, kazał mi wziąć sprawy w swoje ręce. Od tamtej pory nie czekam, aż ktoś mi pomoże, bo uważam, że jeśli ma dwie zdrowe ręce do pracy, głowę, rozsądek i mądrość, sam da sobie radę. I to ja mam predyspozycje do tego, by pomagać
Omenaa Mensah stworzyła sztukę teatralną
Prezenterka wpadła na pomysł stworzenia sztuki promującej tolerancję. W pracę nad "Wymieszani, posortowani, czyli czarno to widzę" zaangażowała najlepszych reżyserów i aktorów, a mimo to początkowo jej dzieło nie spotkało się z aprobatą środowiska. Omenie nie udało się znaleźć producenta, który wyprodukowałby "Wymieszanych...".
Ona ma walor edukacyjny, ale ma też bawić i śmieszyć. Zrobiłam sztukę o równości i tolerancji, gdzie główną bohaterką jest dziewczyna jeżdżąca na wózku inwalidzkim, w której zakochuje się kurier Timur pochodzący z Turcji. Jest też nacjonalista, mulatka i transseksualista. Tworzą grupę wyjątkowych osób, z początku totalnie niepasujących do siebie, ale po jakimś czasie okazuje się, że jest coś, co ich wszystkich łączy i co burzy mur wzajemnych niechęci. Namówiłam znakomitego autora Marcina Szczygielskiego, żeby napisał tekst, oraz Olafa Lubaszenkę i Ewę Kasprzyk, żeby ją wyreżyserowali. Mamy doskonałą obsadę, bo w spektaklu grają między innymi: Patricia Kazadi, Anna Korcz czy Stefano Terrazzino. Sztuka jest świetna, a temat różnorodności, który poruszamy, bardzo ważny. Jednak przez półtora roku nie znalazłam w środowisku teatralnym nikogo, kto chciałby ją wystawić. Nie chcieli mnie
Powód wydawał się jasny dla prezenterki. Postanowiła pokierować swoim losem i dostać się na rynek z pomocą producenta wykonawczego, który doprowadził sprawę do końca.
Dla nich byłam panią z telewizji, która ma jakąś fundację i im zawraca głowę. Podeszłam do tematu inaczej. Znalazłam producenta wykonawczego, który zna to hermetyczne środowisko i który pomógł wyprodukować sztukę. Premiera była sukcesem. Moja macierzysta stacja telewizyjna kupiła prawa do ekranizacji. Teraz, po przerwie spowodowanej pandemią, spektakl wraca na deski teatrów. W marcu zagramy w Londynie i w Warszawie. Dzięki tej sztuce ludzie bardziej dostrzegają potrzebę akceptacji i tolerancji. I tego, że każdy człowiek jest inny, a przy tym wyjątkowy
Zobacz też:
Alicja Wieniawa-Narkiewicz o show biznesie: "Trzymam się od niego Z DALEKA"
Wojciech Cejrowski stanął na żółwiu. Fundacja wraca do sprawy
Reporterka z Gruzji zaczęła mówić po ukraińsku. "Mamy wspólnego wroga"











