Marilyn Monroe, seksbomba lat 50. i 60. XX w. była jedną z najpopularniejszych kobiet w historii! "American Film Institute" umieścił ją nawet na szóstym miejscu na liście największych aktorek wszech czasów. Nie ma chyba osoby, która nie wiedziałaby, kim jest Monroe.
Jej karierę przerwała nieoczekiwana śmierć w 1962 roku, która do dzisiaj budzi niemałe kontrowersje. Wydarzyło się to 4 sierpnia, a Marilyn na ten dzień umówiona była z fotografem i odbyła popołudniową sesję terapeutyczną.Nic nie zapowiadało tej tragedii, która miała nadejść. Aktorka około godziny 19 rozmawiała przez telefon ze swoim byłym mężem, który nie zauważył niczego niepokojącego podczas rozmowy. Godzinę później wykonała telefon do Petera Lawforda, któremu wydawało się, że Monroe jest pod wpływem jakichś środków.Zaalarmował w tym celu gosposię gwiazdy, która po sprawdzeniu, co słychać u Marilyn stwierdziła, że wszystko jest w porządku. Zaniepokoiło ją dopiero świecące w jej sypialni światło o 3 nad ranem. Na miejsce został wezwany jej psychoanalityk, z którym widziała się tego samego dnia. Wybił szybę w jej sypialni i okazało się, że aktorka nie żyje.Nie wszyscy wierzą jednak w samobójczą śmierć ikony. Były detektyw twierdzi, że osobą odpowiedzialną za śmierć gwiazdy był Bobby Kennedy, brat prezydenta Stanów Zjednoczonych. Miał zrobić to, by zatuszować romans Monroe.
Mike Rothmiller postanowił wrócić do szokującej śmierci amerykańskiej ikony i w lipcu do księgarni trafi jego książka "Bombshell: The night Bobby Kennedy killed Marilyn Monroe", w której to twierdzi, że to brat ówczesnego prezydenta zabił gwiazdę.
Detektyw spotkał się z Lawfordem w rezydencji Hugh Hefnera. Mężczyzna był w opłakanym stanie, ale zgodził się spotkać z Rothmillerem kilka dni później. Zdaniem byłego policjanta był przerażony i na wieść, że ten chce poznać prawdziwą wersję wydarzeń z dnia śmierci aktorki, zaczął się pocić i próbował przekonać go do oficjalnej wersji. W końcu wyjawił prawdę. Kilka dni przed śmiercią gwiazdy, Monroe szantażowała braci Kennedych, że powie publicznie, że miała z nimi romans - czytamy we "Wprost".
Okazuje się, że w całą sprawę mógł być zamieszany szwagier prezydenta - Peter Lawford. To właśnie jego zeznania okazały się kluczowe w powrocie do sprawy sprzed 59 lat. Przedstawił zupełnie inną wersję śmierci amerykańskiej piękności.W noc tragicznego zdarzenia gwiazda miała spotkać się z prokuratorem generalnym i Kennedym, który zastraszał ją, by dla własnego dobra "zamknęła usta" - pisze "Wprost". Szwagier, który również obecny był na tym niecodziennym spotkaniu, przypomniał sobie, że Bobby Kennedy dosypał coś do drinka aktorki, a ona wypiła go. Panowie na chwilę opuścili pokój, a gdy wrócili.
Aktorka leżała jak kłoda i mamrotała niewyraźnie. - Lawford chciał coś zrobić, ale Bobby złapał go za ramię, kazał mu ją zostawić i pociągnął go do drzwi wyjściowych - powiedział Rothmiller w "The Sun".
Jak myślicie, czy w tej opowieści jest ziarnko prawdy i Marilyn tak naprawdę nie targnęła się na swoje życie?













