Reklama
Reklama

Mija 20 lat od występu Mandaryny w Sopocie. Długo jej zajęło, aby ujawnić, co tak naprawdę się stało

Występ Mandaryny w Operze Leśnej w 2005 roku na zawsze odmienił jej karierę. Po latach wokalistka przyznała, co tak naprawdę się stało, że brzmiało tak bardzo nieczysto. Zarówno piosenkarka, jak i jej ówczesny menadżer zasugerowali, że ktoś mógł jej celowo zaszkodzić.

Aż trudno uwierzyć, że to już 20 lat od pamiętnego występu Mandaryny w Sopocie. 42. edycja festiwalu Sopot Festiwal odbyła się 2 a 4 września 2005 roku i zmieniła tempo kariery gwiazdy raz na zawsze.

Mandryna po latach zaczęła ujawniać prawdę ws. Sopotu

Mandaryna na początku millenium święciła w Polsce triumfy. Była w ścisłej czołówce topowych wykonawczyń muzyki popularnej, bilety na jej koncerty rozchodziły się jak świeże bułeczki, a chwytliwe piosenki były grywane w rozgłośniach radiowych na porządku dziennym.

Reklama

Wszystko zmieniło się jednak o 180 stopni, kiedy w wątpliwość zostały podane jej umiejętności wokalne. Mandaryna wpadła wówczas na pomysł, aby utrzeć nosa niedowiarkom i dać występ na żywo na sopockim festiwalu w legendarnej Operze Leśnej. Niestety nie wszystko poszło tak, jak powinno. Piosenkarka - mówiąc delikatnie - brzmiała nieczysto.

Mandaryna potrzebowała wielu lat, aby w końcu opowiedzieć, co tak naprawdę zdarzyło się w Sopocie. Wielokrotnie sugerowała, że komuś zależało na tym, aby odniosła klęskę. Podkreśliła, że była przygotowana do występu.

"Jedyne, co mogę powiedzieć, to to, że show był przygotowywany. Ja nie weszłam sobie, ot tak na scenę, byłam przygotowana. Na ten występ złożyło się wiele niefajnych sytuacji i wiele nazwisk, które były wtedy, i nadal teraz są, wielkimi nazwiskami. Nie chcę ich wymieniać. Nie chcę tego robić. Jest mi to do niczego niepotrzebne. Ja swoje już 'odpękałam'. I tyle. (...) W Sopocie najpierw gra się próby. To nie jest tak, że człowiek wychodzi na scenę i śpiewa. Najpierw musi zrobić kilka dni prób. Mówię ci, tam było kilka takich sytuacji, których się ludziom nie robi. Kiedy jesteś artystką, która dopiero zaczyna, jesteś na takim haju, że wydaje ci się, że skoro ty jesteś szczęśliwa, to wszyscy dokoła też będą szczęśliwi, będą mili i będą bili brawo. Serio, można się pomylić" - wyjawiła kilka lat temu w rozmowie z WP Kobieta.

Były menadżer Mandaryny tak skwitował jej występ w Sopocie

O tym, co tak naprawdę wydarzyło się 20 lat temu na sopockiej scenie, mówił w 2023 roku dla Pomponika były menadżer Mandaryny. Filo zasugerował, że wcześniejsze ustalenia z produkcją TVN-u nie zostały dotrzymane. Ponoć wyłączona została chórzystka, która miała za Mandarynę wykonać najważniejszą część roboty. 

Gwiazda ćwiczyła z chórzystką przez miesiąc dzień w dzień, żeby ich głosy były jak najlepiej zsynchronizowane. W planach było, aby podczas sopockiego festiwalu na żywo Mandaryna mogła korzystać z głosu dublerki, która podkładałaby głos pod jej własny. Niestety, tuż przed wejśćiem na scenę odłączone odsłuchy muzyków, chórzystki i samej Mandaryny. 

"Ona się nie słyszała. Miała trzy chórzystki - jedna była specjalnie wynaleziona pod nią, która miała bardzo podobny głos do niej. Ona miała praktycznie za nią śpiewać, ale oni tę chórzystkę wyłączyli. Tylko Marta śpiewała, muzycy nie mieli odsłuchów, Marta nie miała odsłuchów. Chórzystka śpiewała, a nie wiedziała, że jej nie słychać. Marta mi powiedziała, że ona dopiero tak w połowie drugiej piosenki się skapnęła, że coś nie gra. Ona była przekonana, że jest OK" - wyznał Pomponikowi były manager Mandaryny.

Znacie "Ev'ry night"?

Czytaj także:
Halo! Wejdź na halotu.polsat.pl i nie przegap najświeższych informacji z poranka w Polsacie.

Zobacz też:

Dopiero co razem wystąpili, a tu takie słowa Wiśniewskiego o Mandarynie. "Wypadek przy pracy"

Wiśniewski gorzko wspomina małżeństwo z Mandaryną. Pojawili się inni ludzie

Rozwiedli się lata temu, a wciąż coś ich łączy. Co za wyznanie Wiśniewskiego o Mandarynie

pomponik.pl
Dowiedz się więcej na temat: Mandaryna
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Polecamy