Reklama
Reklama

Michel Moran wspomina chorobę córki. Było naprawdę ciężko

Michel Moran (51 l.) wstaje rano i jest szczęśliwy. Ciężko pracował, aby tak było. A teraz robi wszystko, by jego dzieci i wnuki także miały udane życie.

Z jakim wyprzedzeniem trzeba rezerwować stolik w pańskiej restauracji? 

- To zależy od dnia, bo mamy sporo miejsc. Poza tym restauracja otwarta jest cały dzień. Ale polecam, aby każdy gość, który szykuje się na jakieś wyjątkowe wydarzenie, zawczasu zarezerwował sobie stolik. Wtedy cała załoga kuchni i sali jest przygotowana na jego przyjście.  

To dzięki telewizji ma pan dobrze prosperującą restaurację?

- Tak naprawdę to dzięki restauracji znalazłem się w telewizji.

Spodziewał się pan takiej sławy, przyjeżdżając na stałe do Polski? 

Reklama

- Nawet w najśmielszych snach. Bardzo miło mnie to zaskoczyło. Jestem z tego powodu szalenie szczęśliwy. I nie chodzi nawet o sławę. Mam poczucie, że razem z moją ekipą wykonałem kawał dobrej roboty. Masa ludzi pracowała na ten sukces.

Każdy sukces sporo kosztuje. Jaką cenę pan za niego zapłacił? 

- Prawda jest taka, że - niestety - my, kucharze i restauratorzy, spędzamy więcej czasu w kuchni i restauracji, niż w domu. Nie ukrywam, że jest mi przykro, kiedy nie mogę uczestniczyć w ważnych dniach z życia mojej rodziny. Za chwilę będzie Dzień Babci i Dziadka. Nasza wnuczka razem ze swoją szkołą przygotowała z tej okazji piękne przedstawienie, ale niestety nie będę mógł brać w nim udziału. Akurat będę wtedy na planie.

Trudno będzie to wytłumaczyć małej dziewczynce... 

- Nie mam wyboru. Nie mogę zatrzymać dni zdjęciowych, bo idę na przedstawienie do szkoły. Oczywiście później staram się nadrabiać z rodziną wszystkie stracone momenty. Ale wiem, że to nie to samo. 

Ile ma pan wnuków? 

- To są wnuczki żony, ale traktuję je jak swoje. Mamy cztery pociechy i jest w naszym domu sporo radości. 

Taki powrót do przeszłości? W końcu dzieci ma pan już odchowane! 

- Andrea ma 25 lat, a Solene 20 lat. Mój syn jest nad Pacyfikiem, tam hoduje swoje krewetki, ryby i owoce morza. Żyje jak w filmie "Cast Away. Poza światem". Nawet mieszka na plaży. Zastanawiam się, kiedy wróci do Europy. Ale nie to jest ważne. Najważniejsze, że wykonuje zawód, który zawsze był jego marzeniem. 

Chyba wiem, po kim to ma... 

- To mój wielki sukces. Przypomina mnie samego. Pamiętam, jak pracowałem ciężko za grosze. Ale mimo to wstawałem rano i byłem szczęśliwy. On robi teraz to samo i to dla mnie najważniejsze. 

A córka? 

- Solene studiuje prawo w Lyonie. Jest w tym dobra. Życie nie było dla niej łaskawe i to od najmłodszych lat. Już jako dziewczynka zachorowała na cukrzycę typu I, później zmagała się z anoreksją. Lecz mimo przeciwności losu dzisiaj również spełnia marzenia. Chce być sędzią rodzinnym i kształci się w tym kierunku. Jestem spokojnym i dumnym ojcem. Widzę, że moje dzieci obrały bardzo dobrą drogę. I co najważniejsze - obydwoje dążą do szczęścia.

Świat & Ludzie
Dowiedz się więcej na temat: Michel Moran
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Polecamy