Reklama
Reklama

Marek Sierocki ucieka z Polski do Hiszpanii! "Zakochałem się"

Marek Sierocki (57 l.) w Hiszpanii odnalazł słońce i wielką radość życia!

Ma pan trzy wielkie miłości - muzykę, piłkę nożną i Hiszpanię. Która z nich jest najważniejsza?

Marek Sierocki: - Bez wątpienia jest to muzyka, która towarzyszy mi od dziecka. Chodziłem do szkoły muzycznej, uczyłem się grać na akordeonie, popularnie zwanym ciążą, wstydem, cyją, zmarszczką czy kaloryferem na szelkach. Chciałem zostać muzykiem, ale okazało się, że jest mi pisana zupełnie inna droga zawodowa.

A kiedy zaczęła się ta miłość do Hiszpanii?

- Dwadzieścia lat temu pierwszy raz wyjechałem do Barcelony, w której na dobre się zakochałem. To miasto ma w sobie coś tak magicznego, że odwiedzam je przynajmniej trzy, cztery razy w roku. Podjąłem się wyzwania i nauczyłem się hiszpańskiego, co w pewnym wieku wcale nie jest takie łatwe.

Reklama

Ile miał pan wtedy lat?

- Pięćdziesiąt. Uznałem, że muszę coś ze sobą zrobić, żeby się nie zestarzeć. Całkiem nieźle się dogaduję, choć moi przyjaciele z Barcelony czasem mnie poprawiają.

Co pana tam urzekło?

- Siedemnaście lat temu nagrywałem recital Julio Iglesiasa dla TVP. Był zachwycony pracą z naszą ekipą realizacyjną i w podziękowaniu zaprosił nas na wykwintną kolację do Bristolu. Powiedział wtedy coś, czego nigdy nie zapomnę: "Jesteście fantastycznymi ludźmi, ale powiedzcie, dlaczego wy się w ogóle nie uśmiechacie?". W myśl starej dobrej zasady, odpowiedziałem pytaniem na pytanie: "Julio, ile słonecznych dni macie w ciągu roku w Hiszpanii?". "Ponad dwieście!" - odpowiedział. A u nas przez dwieście dni pada deszcz albo śnieg, wieje wiatr, jest smutno, szaro i ponuro. W Hiszpanii czuć tę radość życia w powietrzu.

Poza tym mają najlepsze kluby piłkarskie na świecie!

- Dokładnie! Od dziecka chodzę na Legię, a od kilkunastu lat przynajmniej kilka razy w roku jestem na meczach Barcelony. Obserwuję nie tylko klub, ale styl życia. Mam wrażenie, że ci młodzi piłkarze dojrzewają znacznie wcześniej niż ci wychowywani u nas, a to zdecydowanie przekłada się na ich formę i wyniki.

A hiszpańska muzyka?

- Jest niezwykła. Poznałem wielu fantastycznych artystów, takich jak chociażby zespół Clint, który gra muzykę instrumentalną. Miałem okazję być na koncercie zespołu Delafé y Las Flores Azules. Ich styl to połączenie rytmów reggae z hip-hopem, świetnego instrumentarium i melorecytacji oraz melodyjnych refrenów. Moim najnowszym odkryciem jest dwudziestoletnia artystka z Barcelony - Andrea Motis. W wieku trzynastu lat została przyjęta do Akademii Muzycznej, fantastycznie gra na trąbce, saksofonie i rewelacyjnie śpiewa. Co ciekawe, w Polsce bardzo popularny jest Álvaro Soler, zdecydowanie bardziej niż w Barcelonie, z której pochodzi.

Czy określiłby się pan smakoszem kuchni hiszpańskiej?

- To wbrew pozorom minimalistyczna kuchnia. Jeżdżąc do Barcelony, odwiedzam swoje ulubione tapas bary, gdzie wybór nie jest oszałamiający, za to smaki są genialne i do tego hiszpańskie wino, uważane za najlepsze na świecie. Wszystkie te elementy sprawiają, że Hiszpania jest miejscem, do którego chętnie wracam.

Mógłby pan zamieszkać w tej pięknej Hiszpanii na stałe?

- Nie wiem. Mam poczucie, że bardzo brakowałoby mi Polski. Mimo że jestem człowiekiem dość zaganianym, to jednak bardzo rodzinnym. Najbardziej brakowałoby mi rodziny oraz przyjaciół.

Należy pan do osób, które stawiają sobie jakieś nowe wyzwania?

- Na pewno chciałbym stracić parę kilogramów, ale to jest karkołomne zadanie. Przez swój nieustabilizowany tryb życia, a szczególnie pracę do późnej nocy, niestety jem w różnych dziwnych godzinach. Codziennie sobie obiecuję, że od jutra zacznę biegać i tak z dnia na dzień, odkładam to na nie wiadomo kiedy. To lato zapowiada się nomen omen wyjątkowo koncertowe.

Na jaki koncert się pan wybierze?

- Depeche Mode w Warszawie. Pierwszy raz na ich koncercie byłem w sierpniu 85 roku na warszawskim Torwarze. Od tamtego czasu nie opuściłem żadnego ich koncertu w Polsce, a udało mi się być na kilku innych: w Berlinie, w Pradze, w Hamburgu. Te trzydzieści dwa lata temu byłem jednym z najmłodszych na tym koncercie, dziś jestem jednym z weteranów.

Ale muzyczne serce bije tak samo!

- Dokładnie tak.

Rozmawiała: Ola Siudowska

***

Zobacz więcej materiałów:

Życie na gorąco
Dowiedz się więcej na temat: Marek Sierocki
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Polecamy