Ostatnie miesiące w życiu dziennikarza TVN były niezwykle nerwowe i stresujące. Amerykański korespondent "Faktów" przyleciał do Polski, by pomóc w opiece nad chorymi rodzicami. Niestety, pomoc Wrony nie trwała zbyt długo, gdyż 52-latek zaraził się koronawirusem i sam trafił do szpitala. "Przyleciałem do Polski, żeby pomoc chorym rodzicom, a właśnie sam trafiłem do szpitala. Brawo ja..." - napisał ze szpitalnego łóżka dziennikarz. Na szczęście chorobę udało się pokonać. Marcin mógł zająć się rodzicami, a gdy już sytuacja się unormowała, wrócił do Stanów. Wtedy z kraju dotarły do niego smutne informacje. Jego tata zmarł...Poinformowali o tym jego koledzy z pracy, którzy zamieścili w mediach nekrolog.
"Marcinowi Wronie wyrazy współczucia z powodu śmierci Taty. Marcinie, jesteśmy z Tobą. Przyjaciele z Faktów TVN i TVN24" - czytamy.
Jak dowiedział się "Super Express", dziennikarz wrócił już do Stanów i jego ponowny przylot stoi pod znakiem zapytania.
"Wrona wyszedł jakiś czas temu ze szpitala i zdążył wrócić już do USA. Przebywał na urologii w Jaworznie. Kilka dni temu poinformował, że zaraził się koronawirusem. Nie wiadomo więc, czy uda mu się przylecieć na pogrzeb swojego taty" - donosi tabloid.
***








