Jeszcze dwa lata temu Marcin Rogacewicz (38 l.) mieszkał z żoną i trójką dzieci na czterdziestu metrach. Lokum znajdowało się na czwartym piętrze, w budynku bez windy. By swobodnie rozmawiać przez telefon, sprawy służbowe omawiał... na klatce schodowej.
- Teraz mamy wygodniej, ale Polska to nie Hollywood - mówi gwiazdor serialowych produkcji "Korona królów" oraz "Na dobre i na złe". Choć aktor tak bardzo chroni swoją prywatność, że nie zdradza nawet imion najbliższych, uchylił w końcu rąbka tajemnicy i wyjawił, jakim jest mężem i ojcem.
Gdy Marcin poznał swoją przyszłą żonę, szybko zrozumiał, że to jego przeznaczenie. - Nie ma przypadków. Od razu wiedziałem, że to jest to. I postanowiłem tego nie zepsuć - przyznaje artysta. W czerwcu 2013 r. zdecydowali się zalegalizować swoje uczucie, wymieniając obrączki. Wkrótce rodzina się powiększyła.
- Kiedy urodziły się córki, zacząłem czytać o wychowaniu. Jeden z moich ulubionych psychologów napisał, że 70 procent interwencji dorosłych wobec dzieci jest chybiona. Wyluzowałem, bo zrozumiałem, że popełniam błędy - twierdzi Marcin. Nie znaczy to jednak, że jest liberalnym ojcem pozwalającym swoim trzem córeczkom na co tylko mają ochotę.
Wspólnie z żoną zdecydowali, że dziewczynki otrzymają tradycyjne wykształcenie - chodzą do publicznej szkoły i przedszkola.
- W domu nie mamy telewizora ani komputera. Wolę inaczej spędzać czas ze swoimi pociechami. W wakacje na przykład wyjeżdżamy z nimi pod namiot. Uczymy je obozowego życia - saperka, linka, hamak. Są przeszczęśliwe - zdradza gwiazdor.
Stara się być dobrym ojcem. - Uczę się mówić tak, by słuchały i słuchać tak, by mówiły. Pokazuję im, jak widzę świat, ale czy z tego skorzystają, to już ich decyzja. Nie projektuję ich przyszłości - zapewnia.
Rogacewicz nie kryje dumy, mówiąc o córkach. Cieszy go, że mają własne zdanie i odwagę, by postępować zgodnie ze swoim uznaniem. Z myślą o nich wybudował przestronny dom z ogrodem na warszawskim Żoliborzu i by nie kusić losu, zrezygnował ze skoków ze spadochronem i jazdy na motorze, które tak uwielbia.
Odpowiedzialność mu nie ciąży. - Lubię ją. To, że mogę podejmować decyzje o moim życiu, czyni mnie wolnym. Tak samo jest z bogactwem. Najzamożniejszy jest ten, kto ma najmniejsze potrzeby, więc jestem... milionerem! - śmieje się babski król, bo tak czasem siebie nazywa.
Choć ma duszę artysty, twardo stąpa po ziemi. Piotruś Pan to nie on. - Obserwując piotrusiów wokół mnie, cieszę się, że wybrałem inaczej. Nie czuję też, że odhaczam kolejne punkty planu. Po prostu podążam za marzeniami - wyjaśnia.
Jednym z nich jest posiadanie syna. Zawsze pragnął mieć dużą rodzinę i niewykluczone, że ona jeszcze się powiększy. I dodaje: "Nie kombinuję, nie szukam, śpię spokojnie, bo wiem , że za rogiem nie ma więcej szczęścia".


***
Zobacz więcej materiałów z życia gwiazd:








