Wydawać by się mogło, że gwiazdy disco polo wprost śpią na pieniądzach. Cóż, być może Zenek Martyniuk i Danuta na brak pieniędzy nie narzekają, ale nie wszystkim wiedzie się tak dobrze. Okazuje się, że Marcin Miller (sprawdź!) nie ma powodów do radości. Muzyk z powodu pandemii musiał nieco się przebranżowić i otworzył m.in. hurtownię jaj, o czym nie tak dawno rozpisywały się tabloidy.Wygląda jednak na to, że biznes nie do końca poszedł po jego myśli..."Na razie trwa tam remont. Sytuację mamy, jaką mamy. Jest pandemia, koszty wzrosły, ale nie mogę się wycofać, skoro to już zacząłem" - wyznał "Faktowi" Miller.Okazuje się jednak, że dochody w trakcie pandemii zmalały mu o ponad 70 procent i banki zaczęły traktować go jak trędowatego!"Kiedyś banki same do mnie dzwoniły i oferowały kredyt. Jednak w moim oddziale pracuje nowa osoba, człowiek, który mnie nie zna, i kiedy wpisuje mnie do systemu, a mu się wyświetla spadek dochodu o 70 procent, to mówi, że nie mogę dostać kredytu. Pech chciał, że przez pandemię wszystko się poprzewracało i według systemu bankowego po prostu jestem bankrutem" - żali się w tabloidzie.
Marcin Miller stara się nie załamywać
Muzyk zapewnia, że nie zamierza się poddawać. Choć dochody tam bardzo spadły, to jednak nie chce korzystać z pomocy.A przecież wielu artystów w czasie pandemii dostawało od rządu nawet kilkaset tysięcy zapomogi. "Ale czy ja płaczę? Czy wyciągam pieniądze? Nie. Jeśli kredyt się należy i można go wziąć, a system bankowy pomaga przedsiębiorcom, czy jak w moim przypadku mikroprzedsiębiorcom, to staram się korzystać z tych dobrodziejstw i tyle" - dodał. Być może, gdy pandemia całkiem odpuści, Miller wróci do pełnego koncertowania i znów kieszenie wypełnią się banknotami...
