Reklama
Reklama

Maciej Kozłowski: Miłość nigdy nie umiera

Właśnie mija szósta rocznica śmierci Macieja Kozłowskiego (†52 l.). Wdowa po nim czuje jednak, że mąż jest z nią każdego dnia.

"Tęsknię za nim, ale stale czuję jego obecność przy mnie" - mówi "Dobremu Tygodniowi" wdowa po Macieju Kozłowskim, Agnieszka Kowalska. "Tego rodzaju więzi, którą mieliśmy z mężem, nie jest w stanie przerwać śmierć. Duchowo ciągle jesteśmy razem. Bardzo wyraźnie to czuję i doświadczam na co dzień jego pomocy. Maciej dla mnie nadal żyje, jest tylko w innym świecie. Nie odczuwam jego odejścia, straty" - mówi żona.

Popularny aktor zmarł 11 maja 2010 roku. Chorował na Wirusowe Zapalenie Wątroby typu C. Znosił cierpienia bardzo dzielnie. Nigdy nie pytał: "Dlaczego ja?". Mówił: "A niby dlaczego nie?". "W chwili poczęcia dostajemy nowe życie i nową śmierć" - podkreślał w jednym z ostatnich wywiadów.

Reklama

Jego żona na zawsze zapamięta ostatniego SMS-a od niego: "Silne kobiety nie chodzą po prośbie". "Nie rozumiałam tych słów. To było trzy dni przed śmiercią. Złościłam się trochę, bo zostawiał mnie samą, z długami, z remontem domu. Dopiero później wszystko stało się jasne. Pierwsze dwa lata były bardzo trudne, ale zauważyłam, że wiele spraw się układa. Problemy niejako rozwiązują się same. Wtedy dotarło do mnie, że to Maciej pomaga mi z góry, dlatego nie muszę 'chodzić po prośbie'" - opowiada w rozmowie z tygodnikiem Agnieszka.

Ślub wzięli zaledwie półtora roku przed jego śmiercią. Oboje byli po przejściach. Agnieszka, krakowska malarka, rozstała się z mężem, miała dwójkę dzieci. Prowadziła gospodarstwo agroturystyczne z końmi. Pewnego dnia w jej progach stanął aktor, który przyjechał do swojej narzeczonej. Od razu złapali doskonały kontakt, dużo rozmawiali. Wspólnie jeździli konno, bo oboje byli wielkimi miłośnikami zwierząt. Znajomość z czasem zmieniła się w wielkie uczucie. "To nie jakieś tam zakochanie, to miłość! Będę nią darzyć Maćka do końca moich dni" - deklarowała artystka.

Jednak na ślub zdecydowali się dopiero po kilku latach. Maciej pochodził z rozbitej rodziny. Trauma rozwodu długo w nim tkwiła. W końcu jednak zrozumiał, że poślubienie ukochanej jest dowodem jego miłości, a małżeństwo jest ważne. Para pobrała się, gdy miał 51 lat.

Czytaj dalej na następnej stronie

Z żoną kupili dom w Szydłowcu, niewielkiej miejscowości w województwie mazowieckim. Tam mieli gromadkę psów i konie. "Mąż uwielbiał zwierzęta. Koił przy nich nerwy, uspokajał się. Był niezwykle wrażliwy na ich krzywdę. Bez opamiętania przygarniał bezpańskie psy" - wspomina wdowa.

Malarka w 2014 roku założyła fundację imienia Macieja Kozłowskiego "Pan i Pani pies", która ratuje porzucone czworonogi. "Wiele osób jest zaskoczonych, że mąż tak lubił psy. Większość kojarzyła go z jego rolami twardzieli, przestępców, gangsterów, a on był obsadzany na przekór, bo tak naprawdę był bardzo delikatnym człowiekiem" - wspomina artystka.

Może dlatego, że sam nie miał łatwego życia. W dzieciństwie był wyrzucany ze szkoły, wpadł w złe środowisko. Cudem wyrwał się ze światka przestępczego. Zanim stał się znanym aktorem, imał się różnych zajęć: pracował w punkcie ksero, na budowie, w Monarze. Jednak zachował pogodę ducha i ciepło, które wyczuwali w nim wszyscy. "Nigdy nie spotkałam się z ani jedną negatywną opinią na jego temat" - podkreśla wdowa.

Teraz Agnieszka Kowalska mieszka w ich wspólnym domu, gdzie maluje obrazy i opiekuje się czterema końmi oraz sześcioma psami. "Mam już dorosłe dzieci i lubię być sama. Jestem typem pustelnika. Wszystko przemija i godzę się z tym każdego dnia. Nie jestem przywiązana do spraw doczesnych" - opowiada malarka.

Na cmentarz nie lubi chodzić, ale wie, że kiedy przyjdzie jej czas, spocznie na miejscu, gdzie teraz na warszawskich Powązkach leży jej ukochany mąż.

Dobry Tydzień
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Polecamy