Łukasz Karpiński popularność zyskał dzięki drugiej edycji "Hotelu Paradise". Był jednym z najbardziej kontrowersyjnych uczestników sezonu, co dało mu angaż w kolejnym projekcie stacji. Początkowo myślał, że będą to wakacje życia, ale szybko został "sprowadzony na ziemię".
Celebryta już drugiego dnia nagrań został oparzony przez meduzę. Spowodowało to u niego stan podgorączkowy oraz utrudniło wykonywanie zadań. Niestety, to nie koniec nieszczęść, z którymi Łukasz musiał walczyć.
W połowie sezonu zatrułem się czymś. Nie wiem, co to było. Od rana miałem wymioty. Musiałem pojechać do szpitala, bo tabletki mi nie pomagały - słyszymy od gwiazdora.
To, co Karpiński zastał na miejscu, bardzo go zmartwiło. Wszędzie było bardzo brudno.
Jeśli chodzi o wymogi sanitarne, to mówią, że sanepid tam jest. Jednak chyba go nie ma. Jak tam się wchodzi do szpitala, to niby wszytsko jest fajnie, ale czuć, że coś jest nie tak. To jest Afryka - kwituje Łukasz.
Na całe szczęście doraźna pomoc lekarzy z Zanzibaru pomogła. Jednak po powrocie do Polski Łukasz wykonał szereg badań, bo nie do końca ufał sterylności tamtejszych szpitali. Całą rozmowę możecie zobaczyć poniżej:








