Reklama
Reklama

Krystyna Zachwatowicz wygrała z pasierbicą Karoliną Wajdą. Teraz może spełnić ostatnią wolę męża!

W tym roku przypada piąta rocznica śmierci Andrzeja Wajdy. Wdowa po reżyserze – 91-letnia Krystyna Zachwatowicz – dopiero od niedawna może realizować ostatnią wolę męża, bo wcześniej procesowała się z pasierbicą o to, której z nich należy się spadek po wybitnym filmowcu. Dziś stoi na czele zarządu fundacji im. Andrzeja Wajdy wspierającej młodych twórców...

Wkrótce po śmierci Andrzeja Wajdy okazało się, że reżyser w ostatnich latach życia kilkakrotnie zmieniał testament, w ostatecznej jego wersji wszystko zapisując swej czwartej żonie, Krystynie Zachwatowicz.

Ostatnia wola reżysera stała się kością niezgody między wdową po filmowcu i jego jedyną córką, Karoliną, która zwróciła się do sądu z wnioskiem o unieważnienie testamentu ojca i uczynienie z niej jedynej jego spadkobierczyni. 

Po trwającej ponad dwa lata batalii sądowej Karolina Wajda musiała pogodzić się z porażką... Sąd uznał, że prawo do dysponowania całym majątkiem po Andrzeju Wajdzie - łącznie z wchodzącymi w skład masy spadkowej prawami autorskimi do jego dzieł wraz z przyszłymi tantiemami - ma Krystyna Zachwatowicz.

Reklama

Okazało się, że Karolina Wajda kilka lat wcześniej zrzekła się praw do dziedziczenia po ojcu i dlatego jej nazwiska nie było w ostatniej - dziewiątej wersji testamentu reżysera.

Dopiero po uprawomocnieniu orzeczenia sądu Krystyna Zachwatowicz mogła zaczął wypełniać wolę zmarłego męża.

"Zależy mi, żeby spełnić to, co on napisał w testamencie - żeby fundacja Kyoto-Kraków przyznawała młodym artystom stypendia z dochodów z praw autorskich. To już realizujemy. I żeby - to ważne dla mnie - Archiwum Andrzeja Wajdy było takie, jak należy. I może, żeby powstała jego stała wystawa w Krakowie, na razie trudno znaleźć miejsce" - powiedziała "Gazecie Wyborczej".

Krystyna Zachwatowicz po śmierci męża zdecydowała się wrócić wraz z całym dobytkiem do Krakowa. W wywiadzie wyznała, że chciała po prostu być bliżej pochowanego na cmentarzu na Salwatorze mężczyzny, z którym szła przez życie przez ponad czterdzieści lat...

Andrzej Wajda i Krystyna Zachwatowicz poznali się pół wieku temu dzięki Piotrowi Skrzyneckiemu, legendarnemu twórcy słynnej "Piwnicy pod Baranami". 

Reżyser - świeżo wówczas po trzecim rozwodzie (mężem Beaty Tyszkiewicz oficjalnie przestał być w październiku 1969 roku) - przygotowywał właśnie w krakowskim Teatrze Starym inscenizację "Biesów" Dostojewskiego i nie mógł znaleźć scenografa, którego plastyczna wizja spektaklu odpowiadałaby jego wyobrażeniom. 

Ze swojego problemu zwierzył się Skrzyneckiemu. W zespole "Piwnicy pod Baranami" wielkie triumfy święciła wtedy absolwentka liceum plastycznego i wydziału historii sztuki jednej z krakowskich uczelni - Krystyna Zachwatowicz. Piotr Skrzynecki ją właśnie polecił przyjacielowi.

Cały Kraków zamarł ponoć w oczekiwaniu, co z tej znajomości wyniknie.

"I Kraków się nie zawiódł, bo ze współpracy narodziło się uczucie, które przetrwało cztery dekady. Nasze pierwsze spotkanie było dziełem przypadku. Czasem jednak myślę, że to raczej zbieg okoliczności kontrolowany gdzieś tam, w górze" - wspominała Krystyna Zachwatowicz na łamach magazynu "Pani".

Praca nad "Biesami" całkowicie zmieniła życie reżysera i młodszej od niego o cztery lata scenografki i aktorki. Stali się nierozłączną parą i w życiu, i w pracy. Na premierę "Biesów" (odbyła się 29 kwietnia 1971 roku) przyszli jako narzeczeni. Dwa i pół roku później byli już małżeństwem.

"Matka powtarzała mi często, że kobieta powinna w małżeństwie pełnić rolę służebną. Tak się złożyło, że mogę pracować z mężem. Ale gdybym miała inny zawód, zapewne bym go dla Andrzeja rzuciła. Tak, jak zostawiłam "Piwnicę pod Baranami", gdy przeniosłam się z nim do Warszawy" - opowiadała Krystyna Zachwatowicz w wywiadzie dla "Vivy!".

"Krystyna musi go chronić. Inaczej nie mógłby tyle stworzyć. Krystyna to rozumie i pełni rolę tarczy, dając opór niezliczonej liczbie spraw i telefonów. Tego czasu mają tak niewiele. Nie wiadomo, czy zostaje im choć trochę dla siebie" - mówił o Andrzeju Wajdzie i Krystynie Zachwatowicz ich bliski znajomy, zmarły niedawno aktor Wojciech Pszoniak.

Kiedy 26 marca 2000 roku Andrzej Wajda odbierał z rąk Jane Fondy Oscara za całokształt twórczości, Krystyna Zachwatowicz siedziała na widowni Shrine Auditorium w Los Angeles. 

Natychmiast po powrocie do Polski reżyser przekazał cenną statuetkę Muzeum Uniwersytetu Jagiellońskiego, w zbiorach którego znajdowały się już jego dwie inne nagrody - Złoty Lew z Wenecji i Złota Palma z Cannes.

To żona namówiła go, by "podzielił się" swoimi trofeami z innymi...

Dziś Krystyna Zachwatowicz stoi na straży spuścizny po zmarłym prawie pięć lat temu mężu i sumiennie wypełnia jego ostatnią wolę, zgodnie z którą co rok wypłacane są z odziedziczonego przez nią po reżyserze majątku stypendia dla młodych twórców.

91-letnia wdowa po Andrzeju Wajdzie niedawno uhonorowana została Medalem "Za mądrość obywatelską" przyznawaną przez miesięcznik "Kraków".

"Pani profesor - u boku Andrzeja Wajdy i wspólnie z nim - budowała świetność krakowskiego teatru i uczyniła Kraków miastem filmu. Oboje wzajemnie się wspierali w kolejnych inicjatywach, ulokowanych przede wszystkim w Krakowie" - powiedział, wręczając Krystynie Zachwatowicz Medal, prezydent Krakowa Jacek Majchrowski.

"Nigdy sobie nie poradzę z tym, że Andrzej odszedł. Ciągle jestem w żałobie. To nie minie... Na Salwatorze, gdzie Andrzej leży obok matki, też jest już gotowe miejsce dla mnie. Ale mam jeszcze parę rzeczy do zrobienia, którymi on się martwił" - stwierdziła Krystyna Zachwatowicz w swym ostatnim wywiadzie dla "Wyborczej".

***

Źródło: AIM
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Polecamy