Kinga Rusin ponad 10 lat temu zainteresowała się kitesurfingiem. Jak wspominała w wywiadzie dla „Wysokich obcasów”, trochę przez przekorę:
Niektórzy koledzy, jak stwierdzili, odkryli nowy sport, tylko dla mężczyzn. Jeździli więc na swoje męskie kite’owe wyprawy „bez tych bab”. A nas, , żeby zniechęcić, utrzymywali w przekonaniu, że to niezwykle trudne, niebezpieczne i w ogóle, że to jest coś strasznego. Aż w końcu część żon się zbuntowała. Jedna z pierwszych powiedziała: „Dziewczyny, to jest banalne!”.
Tak zaczęła się miłość Kingi do kitesurfingu, która trwa do dziś. Ostatnio znów wybrała się „na kajta” do Grecji, najwyraźniej po to, by odpocząć od odpoczywania.
Kinga Rusin szaleje "na kajcie"
Rusin jest ostatnio tak zajęta, że nie ma nawet czasu wpaść na dłużej do Polski. Pandemia w ogóle jej nie przeszkadza w podróżach. Pół roku spędziła na Malediwach, kłócąc się zdalnie a to z Weroniką Rosati, a to z Janem Śpiewakiem na temat konstytucji.
Po powrocie do Warszawy na szybką przepierkę i przepakowanie, zaledwie po czterech dniach wyjechała na francuską Riwierę. Ledwo wróciła, po dwóch tygodniach spędzonych w Polsce, uznała, że należy jej się odpoczynek i znów wyjechała, tym razem do Grecji.
Tam szaleje na desce i chwali się zdjęciami. Jak ujawniła, pogoda spełniła jej wyśrubowane oczekiwania, chociaż nie od razu:
To był naprawdę świetny weekend! W końcu zaczął wiać silny wiatr z dobrego kierunku...
Do kitesurfingu Kinga postanowiła wpleść nieco ideologii, w języku angielskim. Jak motywuje siebie i innych na Instagramie, chodzi o to, by przełamać wewnętrzne lęki:
Leć wysoko. Wyżej, szybciej, mocniej. Nie panikuj. Wysoko w niebie.





***








