Julia Wieniawa po maturze miała ambitne plany dotyczące dalszej edukacji. W wywiadach rozważała, czy lepiej zdawać na studia aktorskie w Warszawie lub Krakowie, czy może wyjechać do Nowego Jorku i tam zapisać się do szkoły Lee Strasberga.
Na przeszkodzie stanął obowiązujący studentów pierwszego roku zakaz występowania w filmach, serialach i kampaniach reklamowych. Szczególnie to ostatnie Wieniawa uznała za zbyt dotkliwe. Swój sukces zbudowała bowiem głównie na reklamach. Jako ambasadorka lakieru do paznokci, farb do włosów, smartfonów oraz kostiumów kąpielowych zarobiła wystarczająco, by wystarczyło na kupno trzech mieszkań w Warszawie, z których dopiero trzecie, zaspokoiło wyśrubowane wymagania celebrytki. Na szczęście z czasem Wieniawa wytłumaczyła sobie, że studia aktorskie nie są do niczego potrzebne. Jak wyznała w podcaście Grzegorza Betleja „Cały ten zgiełk”:
Ja chcę być w Polsce tą osobą, która przetrze szlak i powie: "tak, możesz bez studiów zrobić karierę". Studia są super, jeśli chcesz na nie iść, ale doświadczenie jest najważniejsze, bez faktoru x i tak nic nie zrobisz. W Polsce panuje takie przeświadczenie, że jak robisz wszystko, to nie robisz nic, ale jeżeli robisz to dobrze, to dlaczego masz tego nie robić? W Stanach Zendaya śpiewa, tańczy, wygrała "Taniec z gwiazdami", gra w "Euforii", gra w zaj*bistych filmach i nikt jej nic nie mówi. Selena Gomez śpiewa, tańczy, recytuje, gra, ma swoją markę kosmetyczną i co? I wszyscy robią klap, klap, klap, a w Polsce robisz parę rzeczy i k*rwa jesteś do wszystkiego, czyli do niczego.
Julia Wieniawa liczy na łut szczęścia
Niestety, bez studiów aktorskich trudno w Polsce zdobyć renomę poważnej aktorki. Wieniawę zresztą rzadko ludzie tak nazywają. Zwykle bywa określana mianem celebrytki lub influencerki, co, jak wyznała, jest dla niej źródłem frustracji:
Bardzo nie lubię słowa "influencerka", jakoś jest to nacechowane pejoratywnie. Teraz niby mówi się o tym w bardziej pozytywny sposób, ale ja nienawidzę tego słowa. Mam wrażenie, że teraz influencerem jest każdy, możesz nie robić nic i nim być, więc nie lubię, jak ktoś mnie tak nazywa i sama bym siebie tak nie nazwała. Nauczyłam się być pewna siebie i swoich wartości. Ja ci mogę powiedzieć: "tak, umiem tańczyć", "tak, potrafię zaśpiewać" i tak, uważam, że jestem w stanie, jeśli ktoś mi da dobrą rolę, dobrze ją zagrać. Ja jestem świadoma swoich talentów i wartości. To jest zaściankowe myślenie, jak ktoś powie, że każdy powinien robić tylko jedną rzecz. Nienawidzę szufladkowania, ale w Polsce tak jest, bo w Polsce jest nie do przyjęcia, że ktoś robi tak wiele i mu się udaje.
Jak się okazuje, Wieniawę coś tak tknęło, że istnieje jakaś prawidłowość w tym, że trafia do filmów klasy B lub C, jak dwie części slashera „W lesie dziś nie zaśnie nikt” i film „Wszyscy moi przyjaciele nie żyją” , którego cała fabuła jest w zasadzie zawarta w tytule. Wysiłki Wieniawy, by zaistnieć także na teatralnych deskach, na razie skończyły się niepowodzeniem. Na spektaklach z jej udziałem w warszawskim Teatrze Komedia widownia świeci pustkami, jednak Julia ciągle nie wiąże tego faktu z brakiem kierunkowego wykształcenia. Jak wyjaśnia, to po prostu kwestia szczęścia, którego jej widocznie brakuje:
Trochę ostatnio przeżywałam takie wypalenie zawodowe. Trochę mam dosyć udowadniania, że jestem warta coś więcej, niż wszyscy myślą. No nie dostałam propozycji w "Zimnej wojnie" ani w "Wołyniu", w tego typu filmach. I trochę mi się nie chce już czytać kolejnego scenariusza jakiegoś głupkowatego albo płytkiego. Oczywiście, żeby nie było, zrobiłam też parę fajnych filmów, za co jestem wdzięczna, ale mam takie coś: "może to po prostu kiedyś do mnie przyjdzie, jak trochę odpuszczę". W tej sferze muzycznej mogę pokazać to, jaką jestem osobą i artystką, a w aktorstwie muszę liczyć, że coś mi spadnie z nieba.
Dobra strategia?
Zobacz też:
Tomasz Kammel pokazał mieszkanie. Co za luksus
Beata Pawlikowska i Wojciech Cejrowski: "To nie był dobry związek"





***








