Joanna Kurowska (55 l.) straciła męża, w ostatnim czasie odeszli jej rodzice, jeden po drugim. "Tych bliskich mi osób ostatnio zbyt dużo odeszło. Nieraz się zastanawiam, jak to wszystko przetrwałam, jak dałam sobie radę. I sama nie wiem" - mówi.
Od śmierci pani męża minęło 6 lat. Czas leczy rany?
- Uczucia nie są już tak rozdzierające jak na początku. To na pewno. Ale ogromna blizna pozostała. Ona tak naprawdę nigdy całkowicie nie zniknie.
W kim miała pani największe wsparcie po tej tragedii?
- Gdy mąż odszedł, rodzice byli już bardzo chorzy, a siostra niemal bez przerwy się nimi opiekowała. Jednak nie zostałam sama. Miałam grono oddanych przyjaciół, które mocno mnie wspierało. I to jest niezwykle ważne, aby ktoś w tak trudnym momencie był przy nas. Ktoś, kto zadzwoni, zapyta, czy czegoś potrzebujemy... Chociaż z drugiej strony z emocjami po śmierci bliskich nam osób i tak sami musimy sobie poradzić. Bo jeśli się z tym nie uporamy, nikt tego za nas nie zrobi.
Gdy pani mąż odszedł, wasza córka miała zaledwie 13 lat.
- To prawda. Było nam ciężko. Przez kilkanaście lat Zosia miała przecież oboje rodziców, a potem nagle został tylko jeden i to taki, który rzadko bywał w domu. Z dnia na dzień zostałam żywicielem rodziny, sama musiałam na nas obie zarobić. Na utrzymanie, na prywatną szkołę. Po prostu na wszystko. I nie zamierzam umniejszać tego, co zrobiłam w tym czasie. To było naprawdę heroiczne.
Pracowałam bardzo dużo, a Zosią zajmowały się opiekunki. Ale wiadomo - jakie by one nie były - nie zastąpią matki i ojca. Gdybym wychowywała córkę samotnie od samego początku, na pewno byłoby inaczej. Wtedy nie wiedziałaby nawet, co straciła. A straciła kochającego ojca, który zawsze dbał o nią, troszczył się... To jest dla dziecka nie do odrobienia.
Dziś Zosia jest już pełnoletnia. Jakie macie relacje?
- Jeśli pod jednym dachem mieszkają dwie osoby tej samej płci, to ciężko uniknąć kłótni (śmiech). Czasem więc się poprztykamy. Ale i tak fantastycznie się dogadujemy, mimo że córka wciąż jest nastolatką, a im trudno się porozumieć z rodzicami. My - na szczęście - nie mamy z tym wielkich problemów. Dużo rozmawiamy, wymieniamy się poglądami na temat życia, miłości, ważnych spraw.
Okres buntu córkę ominął?
- Oczywiście, że nie. Każdy przez niego przechodzi, Zosia nie była odosobnionym przypadkiem. To zupełnie normalne, że się buntowała, miała własne poglądy, nie zawsze zgodne z moimi. Trzeba to przeczekać, czasem przemilczeć.
Czytaj dalej na następnej stronie...