Reklama
Reklama

Jak mieszka Katarzyna Bujakiewicz?

Katarzyna Bujakiewicz (45 l.) w nowym programie będzie odwiedzać luksusowe domy celebrytów. O swoim mówi niechętnie, bo - jak podkreśla - "wymaga on generalnego remontu". "Od czterech lat nic w nim właściwie nie zmieniłam. Jedynie boazeria w łazience z lat dziewięćdziesiątych została przemalowana na biało, w kuchni jednak ją zostawiłam" - śmieje się.

Jesteś zabieganą osobą?

Katarzyna Bujakiewicz: - Jestem, ale nie tak, jak miało to miejsce kilka lat temu, co teraz bardzo sobie cenię. Wprawdzie zaangażowałam się w kilka ciekawych projektów i często przemieszczam się z miejsca na miejsce, lecz nie jest to jakiś szaleńczy pęd. Najwięcej czasu staram się teraz poświęcać córce, która czym jest starsza, tym bardziej rozlicza mnie z każdej godziny nieobecności w domu. Kiedy ją urodziłam zrezygnowałam z etatu w teatrze, zwolniłam też nieco tempo przy produkcjach serialowych. Nigdy tych decyzji nie żałowałam, nie czułam, że coś tracę.

Reklama

Dlaczego?

- W życiu niemal każdej kobiety przychodzi czas na bycie mamą, a to wymaga sporego nakładu pracy, sił i energii. Dlatego musiałam sobie zadać podstawowe pytanie, co jest ważniejsze - kariera czy dziecko? Nie zastanawiałam się ani chwili. Nie ma nic piękniejszego, jak pokazywać maluchowi świat. Obserwować, jak z każdym dniem chłonie wiedzę, staje się mądrzejsze.

Ani razu nie pojawiło się zwątpienie?

- Od siódmego roku życia grałam, za sobą miałam dużo teatralnych ról i gdy przeszedł czas na macierzyństwo, czułam się zawodowo zaspokojona. Poza tym nie można mieć wszystkiego i trzeba ustalić priorytety. Nie czuję stresu ani frustracji, że mniej mnie teraz jest na ekranie, bo przecież zawsze można do serialu czy fabuły wrócić. Nadal grzecznie chodzę na castingi i czekam na propozycję, która da mi radość i satysfakcję. Jak mam się w coś zaangażować, to na sto procent!

Dlatego przyjęłaś propozycję prowadzenia programu "Wnętrze do poprawki: domy gwiazd"?

- Dla mnie udział w tym projekcie jest inspirujący, a przy okazji zaspokajam swoją ciekawość, i - co ważne - mogę sobie pogadać. Jestem bardzo towarzyską osobą, wręcz lgnę do ludzi, a tutaj mam niepowtarzalną okazję poznać nasze gwiazdy z nieco innej strony, niż przedstawiają to plotkarskie portale. Zobaczyć, w jaki sposób funkcjonują w domowych pieleszach, w kapciach, na luzie, bez błysku fleszy. Zadanie ułatwia mi fakt, że jestem ich koleżanką po fachu, a nie żądną sensacji dziennikarką. Rozmawiam o wnętrzach, a jednocześnie o pasjach właścicieli, o tym co ułatwia im życie, co lubią. Usłyszałam kiedyś: "Pokaż mi jak mieszkasz, a powiem ci kim jesteś". Może coś w tym jest?

Który dom zrobił na tobie największe wrażenie?

- Trudno odpowiedzieć na to pytanie, gdyż każdy z nich jest inny, ma swój specyficzny klimat, aurę. Wbrew pozorom nie są to jednak hollywoodzkie rezydencje, pełne przepychu i bogactwa. Zofia Ślotała ma fajnie urządzone lokum, z dużą ilością gadżetów i widać, że bardzo dba o szczegóły. Natomiast Ela Romanowska, której mieszkanie zawalone jest książkami, nie przywiązuje zbytniej wagi do wystroju wnętrza. Jest w ciągłej podróży, żyje na walizkach, liczą się dla niej przyjaciele i pyszne ciasto, które dla nich upiecze.

W programie pojawiasz się z projektantką Marianną Krystev. Zaprosiłaś ją już do swojego domu?

- Jej wizyta wywołuje u mnie spore obawy, gdyż Marianka z pewnością złapałaby się głowę, widząc co się u mnie dzieje! Mój dom wymaga bowiem generalnego remontu, od czterech lat nic w nim właściwie nie zmieniłam. Jedynie boazeria w łazience z lat dziewięćdziesiątych została przemalowana na biało, w kuchni jednak ją zostawiłam, bo najnowsze trendy zapowiadają, że moda na tamte lata wróci. Poza tym wyznaję zasadę, że dopóki szafki nie spadają nam na głowę, to nie może być aż tak źle. Pieniądze wolę wydawać na podróże i jeśli mam do wyboru wyjazd nad morze, w góry albo kupno nowych mebli, wybieram oczywiście pierwszą opcję.

Gdzie najczęściej odpoczywasz?

- Mamy stały, sprawdzony kierunek: zimą Alpy, latem Bałtyk. Najdalej do tej pory zawiało nas do Kalifornii, ale nie siedzieliśmy w jednym miejscu, gdyż nie jest to w naszym stylu. Na szczęście mam sprawdzonego partnera, którego przebywanie dłużej w jednym miejscu parzy w stopy. Czasami żartuję, że jesteśmy nomadami. Życie w ciągłym ruchu najbardziej nam odpowiada. Moja przyjaciółka śmieje się, że po co nam dom, skoro ciągle nas w nim nie ma?

Rozm. Artur Krasicki

***

Zobacz więcej materiałów:

Życie na gorąco
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Polecamy