Reklama
Reklama

Irena Dziedzic i Nina Terentiew: Królowa kontra caryca!

Królowa PRL-owskiej telewizji nie ceniła następczyni. Chciała się jej pozbyć. Jednak to ona musiała ostatecznie odejść...

Spotkały się na początku lat siedemdziesiątych. Irena Dziedzic (90 l.) była wtedy ważną osobą w TVP.

Od 1956 roku prowadziła pierwszy polski talk-show, legendarne już „Tele Echo”. Siedząc na autentycznych „ludwikach”, w salonowym wnętrzu, rozmawiała ze znakomitymi gośćmi, których zapraszała.

Piękna, profesjonalnie zdystansowana – uchodziła wśród widzów za wzór elegancji i nienagannych manier. I jeszcze ten jej silny charakter...

Telewidzowie i rozmówcy czuli, że jest świetnie przygotowana i zawsze panuje nad sytuacją. A nieżyczliwi plotkowali, że goście się jej boją...

Reklama

Nina Terentiew – o 21 lat młodsza, pulchniutka, nie wymawiająca „r”, o „radiowej urodzie”, jak mówiono, dość bezpośrednia w kontaktach, stawiała wówczas pierwsze kroki na drodze, która dla Dziedzic nie miała żadnych tajemnic.

Nie wzbudziła zaufania królowej telewizji. Bardziej podobały jej się spikerki Bogumiła Wander czy Edyta Wojtczak, którym okazywała sporo sympatii.

Tymczasem „szara myszka” pragnęła zadebiutować na ekranie. I mało brakowało, a przez Dziedzic musiałaby się pożegnać z marzeniami.

"Tak jak inni dziennikarze musiałam stanąć przed komisją weryfikującą moją dykcję i wymowę. Pani Irena Dziedzic stwierdziła, że z taką wadą raczej się nie nadaję.

Tylko dzięki przewodniczącemu komisji, profesorowi Młynarczykowi, który stwierdził, że to nie wada, tylko cecha wrodzona, dostałam kartę ekranową i to bezterminową" – opowiadała Nina Terentiew w książce „Prezenterki”.

Czytaj dalej na następnej stronie...

Dopięła zatem swego, wbrew królowej! Wkrótce dostała swój pierwszy program „XYZ”, który wszystkim się spodobał.

Nina pięła się w górę, aż w końcu została dyrektorem do spraw artystycznych TVP2. Już wtedy nazywano ją carycą telewizji.

Było to w 1991 roku, gdy PRL odchodził w przeszłość, a panowanie Dziedzic chyliło się ku końcowi.

Dawna królowa prowadziła wtedy „Wywiady Ireny Dziedzic”, lecz krótko po awansie Terentiew jej program spadł z anteny.

Sędziwa dziennikarka uważa, że był to akt zemsty.

"Wyrzuciła mnie 'Terentiewa'. Potem pilnowała, żeby skrawek mojego nosa nie pokazał się na ekranie" – stwierdziła kiedyś w wywiadzie dla „Gazety Wyborczej”.

Nie koniec na tym!

Czytaj na następnej stronie...

„Wszystkie 'Tele-Echa' zostały skasowane, dlatego podczas gali 50-lecia telewizji nie było ani ścinka” – tłumaczyła pani Irena. I rozwinęła jeszcze tę myśl na swoim blogu:

„Kiedyś powiedziałam publicznie, że kazała je likwidować Terentiewa (niedawno dowiedziałam się, że zachowała kilka wydań, na których uczy swoich protegusów).

Po dwóch tygodniach od chwili emisji kazał je także obowiązkowo kasować Walter, bo trzeba było „oszczędzać taśmę” na każde mrugnięcie rzęsą własnej żony....” - napisała.

Obie panie od dawna już nie pracują w Telewizji Polskiej.

„Caryca” przeszła do Polsatu, jest dyrektorem programowym stacji. Ma syna, dwoje wnucząt, podobno nawet myśli o emeryturze.

Irena Dziedzic – bezdzietna i samotna – długo walczyła z zarzutami o kłamstwo lustracyjne.

Podobno dziś żyje bardzo skromnie – dostaje około 900 złotych emerytury.


Dobry Czas
Dowiedz się więcej na temat: Irena Dziedzic | Nina Terentiew
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Polecamy