Reklama
Reklama

Hanna Banaszak przeżyła koszmarny wypadek. Wylądowała w szpitalu na długie tygodnie

Posiadaczka "najcieplejszego" głosu w Polsce - bo tak od lat fani nazywają Hannę Banaszak (64 l.) - nie kryje, że jest kilka rzeczy, których bardzo się boi. Piosenkarka cierpi na... klaustrofobię i odczuwa paniczny strach przed pożerającymi ją wzrokiem mężczyznami. Przeżyła również koszmarny wypadek, po którym pół roku dochodziła do siebie.

Hanna Banaszak: Bardziej niż śmierci boi się wind i... gwałtu!

Hanna Banaszak debiutowała na polskiej scenie muzycznej na początku lat siedemdziesiątych ubiegłego wieku. Wydawać by się mogło, że od chwili, gdy w 1974 roku zaśpiewała w duecie z Piotrem Żurowskim na imprezie Wielkopolskie Rytmy Młodych w Jarocinie, a rok później wystąpiła w koncercie "Młode Talenty", jej życie to pasmo niekończących się sukcesów... Piosenkarka dopiero niedawno wyznała, że tak naprawdę życie wcale jej nie pieściło.

Wykonawczyni nieśmiertelnego przeboju "W moim magicznym domu" (sprawdź!) miała zaledwie siedemnaście lat, gdy przeżyła traumę, która zaważyła na całym jej dalszym życiu. Niewiele brakowało, by została... zgwałcona.

Reklama

Młodziutka debiutantka wpadła w oko mężczyźnie związanemu z organizacją koncertu w Jarocinie.

"Występowałam wtedy w duecie z kolegą o rok starszym ode mnie. Ten osobnik koniecznie chciał zostać naszym menedżerem i pod pretekstem podpisania jakiejś umowy poprosił, abym wpadła na chwilę do jego hotelowego pokoju" - wspominała na łamach "Wysokich Obcasów".

Hanna, której do głowy nie przyszło, jakie naprawdę zamiary ma wobec niej kandydat na menadżera, spotkała się z nim, a on rzucił się na nią!

"Szarpałam się z nim kilkanaście minut, podrapałam go, ale w końcu udało mi się jakoś uciec. A on, kiedy rano pojawił się na próbie, szepnął mi do ucha, że jestem dziwką. Podobnych sytuacji miałam w życiu jeszcze kilka" - wyznała w "Wysokich Obcasach".

Hanna Banaszak do dziś nie potrafi zaufać mężczyznom, którzy patrzą na nią z pożądaniem i proponują jakieś "deale" wymagające spotkania w cztery oczy. Piosenkarka przyznaje, że odkąd ma córkę, robi wszystko, by chronić ją przed traumatycznymi sytuacjami, w jakich kiedyś sama się znalazła i jakie zostawiły w jej psychice trwały ślad.

"Ja nigdy nie czułam się chroniona. Obrosłam w pancerz wydziergany osobiście własnym intelektem wzmacnianym psychologicznymi książkami" - stwierdziła, opowiadając o swoim życiu.

Otarła się o śmierć. Koszmarny wypadek Hanny Banaszak

Próba gwałtu to nie jedyny koszmar, jaki Hanna Banaszak od lat bezskutecznie stara się wymazać ze swej pamięci. W 1980 roku 23-letnia wówczas wokalistka otarła się o śmierć. 

Po nagraniu recitalu dla Telewizji Polskiej, po którym miała wyjechać na stypendium do Londynu, zatrzymała się w hotelu Warszawa. Rano chciała zjechać na śniadanie, ale winda, do której weszła, nagle zaczęła spadać z zawrotną prędkością. Hannie Banaszak stojącej w lecącej w dół "puszcze" (tak do dziś nazywa windy) wydawało się, że to już koniec...

"Zrozumiałam, że tzw. sukcesy z piękną perspektywą nieoczekiwanie mogą się urwać" - wyznała wiele lat później "Zwierciadłu".

Na szczęście spadająca winda zatrzymała się równie niespodziewanie jak wcześniej runęła w głąb szybu.

"Skończyło się na skomplikowanym złamaniu nogi. Spędziłam w szpitalu trzy tygodnie, ale mój powrót do zdrowia trwał ponad pół roku" - wspominała na łamach "Zwierciadła".

W dodatku tuż przed drugą operacją nogi Hanna Banaszak straciła ojca... "Zmarł na serce. Wtedy tak naprawdę stałam się dorosła" - stwierdziła po latach.

Nie lubi być zamknięta w puszce

Wypadek windy w hotelu Warszawa do dziś śni się piosenkarce. Hanna Banaszak od czterdziestu lat cierpi na klaustrofobię. Przyznaje, że unika wind i samolotów.

"Kiedyś poczułam, co to znaczy, gdy człowiek nagle staje się przedmiotem w jakiejś obudowie, od której zależy jego istnienie. Nie lubię być zamknięta w puszce" - powiedziała "Życiu na gorąco", a na pytanie, czy boi się śmierci, odpowiedziała, że myśli o niej... ze spokojem.

"Śmierci się boję spokojnie. Tak, jak każdy dojrzały człowiek, który powoli przyzwyczaja się do swojego końca" - wyznała.

Hanna Banaszak uważa, że cierpienia i nieszczęścia, jakich doznała, wzmocniły ją. Twierdzi wręcz, że życie bez nich byłoby niepełne.

Zgadzacie się z tezą piosenkarki, że cierpienie może być czymś pozytywnym, bo dzięki niemu na wiele spraw zaczyna się patrzeć od nowa?

Źródło: AIM
Dowiedz się więcej na temat: Hanna Banaszak | wypadek
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Polecamy