Reklama
Reklama

Ewa Demarczyk miała wielkie plany przed śmiercią! Teraz tygodnik ujawnia kulisy!

Perfekcyjna i wymagająca, strzegła prywatności. Nie była jednak samotna. Miała poważne plany, których nie zdążyła zrealizować. Dopiero po śmierci artystki okazało się, że Ewa Demarczyk planowała... ślub!

W kondukcie żałobnym szedł z jej najbliższą rodziną w pierwszym rzędzie. Pogrążony w smutku mężczyzna z charakterystycznym kucykiem niósł urnę z prochami wielkiej artystki - Czarnego Anioła polskiej piosenki. 

To była dla niego ta jedyna, kobieta, z którą spędził 39 lat. 

Bo chociaż zmarła kilka tygodni temu Ewa Demarczyk (†79 l.) uchodziła za osobę samotną, to, jak dowiedział się "Dobry Tydzień", u jej boku do samego końca był Paweł Rynkiewicz (63 l.). Przyjaciel, impresario, ochroniarz i... narzeczony, z którym planowała ślub. 

Reklama

W pustym domu w Wieliczce ciągle czuje jej obecność. Gwiazda potrzebowała kogoś, kto się nią zaopiekuje. 

"Poznali się w 1981 roku, kiedy on dorabiał sobie jako student" - opowiada "Dobremu Tygodniowi" przyjaciel Ewy. - "Mimo dużej różnicy wieku mieli ten sam krąg znajomych. Jeden z nich powiedział, że Demarczyk szuka kogoś do pomalowania mieszkania. Paweł stawił się pod podany adres".

Ona była wtedy gwiazdą hipnotyzującą publiczność głosem i interpretacjami (sprawdź!), których nie sposób było zapomnieć. Mówiono, że jest trudna, chimeryczna i apodyktyczna. Dla Pawła żadna z legend otaczających Ewę nie miała znaczenia. 

Zobaczył piękną, dowcipną i wrażliwą kobietę, którą należy otoczyć opieką. Na początku był na koncertach członkiem ekipy technicznej. W domu sprzątał i prasował, a kiedy trzeba, robił przyjaciółce manicure. W kuchni królowała ona. 

"Ewa lubiła żartować, że lepiej gotuje niż śpiewa" - wspomina jej znajomy. 

I to była prawda, do dziś pamięta smak jej sznycli. Stopniowo Rynkiewicz stał się rzecznikiem Demarczyk i dyrektorem technicznym jej teatru. Przy tym powiernikiem najskrytszych sekretów. Wiedział, jak wiele przeżyła rozczarowań. 

Pierwsze małżeństwo z muzykiem z zespołu Mazowsze rozpadło się po kilku miesiącach. Drugie, ze złotnikiem Piotrem, skończyło się skandalem, bo mężczyzna okazał się zwykłym złodziejem i trafił do więzienia. 

Ewa szalenie to przeżyła, ale kierowana lojalnością, pozew rozwodowy złożyła dopiero, gdy sprawa karna się zakończyła. Trzeci ukochany nigdy jej nie zawiódł. A znajomi podziwiali, z jaką miłością na nią patrzył. 

Kiedy w 2001 roku przeszła na emeryturę, dbał, by nikt niepowołany jej nie nękał. Tylko on wiedział, że Ewa nie zamknęła się na świat. Uwielbiała podróże nad ciepłe morze, doskonale prowadziła samochód i kochała godzinami rozmawiać przez telefon z przyjaciółmi. 

Zawsze mógł na nią liczyć. Kiedy dwa lata lata temu przeszedł ostry zawał serca, odchodziła od zmysłów. Paweł przewrócił się nagle w przychodni i przez pięć tygodni leżał pod respiratorem na intensywnej terapii. 

"Nie miał przy sobie dokumentów, w kartotece szpitalnej figurował jako NN. Ewa przez kilka dni szukała go, dzwoniąc po szpitalach i na policję" - wspomina znajomy. 

Po traumatycznych chwilach nic już nie było jak przedtem. Nie wyobrażali sobie, że kiedyś jednego może przy drugim zabraknąć. Byli ze sobą tak związani, że kiedy on wychodził, ona z niepokojem dopytywała: "Gdzie idziesz?". 

Chcieli przypieczętować uczucie, które połączyło ich lata temu. Na wrzesień planowali ślub. 

"Nie ustalili terminu, ale pragnęli, by uroczystość była kameralna" - potwierdza przyjaciel Ewy. 

Los zdecydował inaczej. Paweł nigdy nie zapomni tego sierpniowego piątku, kiedy życie najbliższej mu osoby nagle zgasło. Odeszła we śnie, zostawiając go w rozpaczy. 

***
Zobacz więcej materiałów wideo: 

Dobry Tydzień
Dowiedz się więcej na temat: Ewa Demarczyk
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama