Miała 15 lat, gdy przeżyła przygodę życia.
Dorota Grzelak, tak brzmi jej panieńskie nazwisko, okazała się idealna do roli tytułowej bohaterki w filmie debiutującego reżysera Kazimierza Tarnasa „Szaleństwa panny Ewy” według powieści Kornela Makuszyńskiego.
Na filmie, podobnie jak wcześniej na: „W pustyni i w puszczy”, „Wakacjach z duchami”, „Panu Samochodziku”, wychowały się tysiące młodych ludzi.
Trudno uwierzyć, ale w 2014 r. minęło 30 lat od premiery „Szaleństw...”.
Co robiła w tym czasie filmowa Ewa Tyszkowska?
Skończyła teatrologię. Prowadziła audycje radiowe. Była instruktorem, twórcą i koordynatorem projektów teatralnych.
Na planie debiutantka spotkała się z największymi ówczesnymi gwiazdami: Anną Milewską, Piotrem Fronczewskim, Leonem Niemczykiem, Bogdanem Baerem.
Na casting zgłosiło się ponad trzysta kandydatek. Sporo, ale cóż to za liczba w porównaniu z 5 tys. dziewczynek, które 10 lat wcześniej walczyły o rolę Nel w ekranizacji „W pustyni i w puszczy”?
Rywalizację do tego filmu wygrała 8-letnia Monika Rosca. A casting do „Szaleństw...” liczył 5 etapów i trwał kilka miesięcy.
Dorota, pomimo że miała nie ten kolor i długość włosów co książkowy pierwowzór, okazała się najlepsza.
Zdjęcia zaczęły się przed wakacjami.
Film okazał się sukcesem. Młoda aktorka zachwyciła naturalnością. Budziła sympatię, krótko mówiąc miała talent.
A jednak był to zarazem jej pierwszy i ostatni film fabularny.
Po liceum miała okres poszukiwań. Sprzedawała zapiekanki, była sklepową w supersamie, sekretarką w ośrodku sportowym.
Podjęła próbę dostania się do Filmówki w Łodzi, właśnie tam, bo akurat mieszkała w tym mieście. Niestety, nie dostała się.
Ponieważ zawsze miłością numer jeden był dla niej jednak teatr, zdała wtedy na kulturoznawstwo ze specjalizacją teatrologiczną.
Grała w sztukach dla dzieci, z czasem zaczęła pisać scenariusze i reżyserować własne spektakle.
Po latach zagrała gościnnie w paru serialach, m.in. w "Klanie", "Samym Życiu" i "Plebanii".
Może gdyby brała udział w castingach, inaczej toczyłaby się jej kariera, ale jak wyznaje, za castingami nie przepada.
Przyznaje, że zjada ją stres, a nie chce płacić zdrowiem za pokonywanie emocjonalnych barier.
Dziś najczęściej dostaje propozycje udziału w reklamie. Niczego nie żałuje. Życie, jakie prowadzi, ją satysfakcjonuje.
Gdy uznała, że jedne studia to za mało, skończyła podyplomowe studium trenerów grupowych i została certyfikowanym coachem MBTI.
Dzięki nowym umiejętnościom nie tylko sama się rozwijała i realizowała, ale też mogła pomagać zmagającym się z życiem ludziom.
W 2012 roku pani Dorota założyła firmę szkoleniową Samo Centrum, gdzie realizuje autorskie programy.








