Pod koniec roku Tomek ledwo uszedł z życiem, gdy w mieszkaniu przyjaciół zatruł się czadem! Całą noc podtruwał go junkers, który w kuchni ogrzewał wodę zasilającą kaloryfery. Rano znajomi, u których nocował, nie mogli go dobudzić. Ocknął się dopiero na noszach w czasie akcji ratunkowej.
Spędził w szpitalu dwa dni. Gdy doszedł do siebie, wydał fortunę na czujniki dymu oraz detektory tlenku węgla. Zaopatrzył w nie całą swoją rodzinę.
- Rodzice mają kominek, a nie pamiętają, kiedy ostatnio sprawdzał go kominiarz. Ludziom się wydaje, że człowiek w czasie zatrucia zacznie się dusić, krztusić, że ma czas zareagować. Nie! Tlenek węgla jest niewidoczny i bezwonny. Po prostu traci się świadomość - ostrzega Ciachorowski.
Po zdarzeniu od razu pozbył się wieloletniego nałogu. - Paliłem ponad paczkę dziennie. Teraz odrzuca mnie na samą myśl, że miałbym wdychać czad - mówi pismu "Takie jest życie". Jeszcze przed wypadkiem Tomek kupił własne mieszkanie i niedługo wyprowadza się od mamy i przenosi na stałe z Trójmiasta do Warszawy.
- Brakowało mi już swojego miejsca na ziemi. Teraz potrafię obudzić się w środku nocy z pomysłem, jak urządzić kuchnię. Chcę, by się podobało i było praktycznie - mówi aktor i przyznaje, że zaczęło mu brakować stabilizacji.
- Powinienem zwolnić, pomyśleć o odkładaniu oszczędności na emeryturę. Rodzi się też pytanie, z kim chciałbym się zestarzeć? - mówi. Mimo tego, że stał się nagle tak odpowiedzialny i poważny, nie planuje zakładania rodziny. - Basia na planie "Majki" była fantastyczna. Ale kiedy płakała, oddawaliśmy ją mamie. Rodzic musi być odpowiedzialny nie tylko doraźnie. Jestem za mało zdyscyplinowany - wyznaje.

(nr 1)








