W środę wieczorem runął starannie budowany przez lata wizerunek Beaty K. Piosenkarka, legenda polskiej sceny muzycznej, która po wyrwaniu się w toksycznego małżeństwa stała się bohaterką kobiet, barwny ptak polskiego show biznesu, uwielbiany przez gejów i drag queens, wsiadła do samochodu mając 2 promile alkoholu w organizmie. Przejechała wężykiem kilka kilometrów ulicami Warszawy, aż jeden z zaniepokojonych kierowców zakończył jej pijacki rajd, zajeżdżając jej drogę. Kiedy sprawa przeciekła do mediów, w Polsce zawrzało. Przez minione lata świadomość Polaków w kwestii zagrożeń, jakie niesie za sobą jazda pod wpływem alkoholu ogromnie wzrosła. Obecnie dominuje „zero tolerancji”.
Przekonała się o tym garstka celebrytów, którzy próbowali usprawiedliwiać Beatę K. a przynajmniej publicznie nie potępiać. Fani dobitnie dali im do zrozumienia, że przyjęli błędną strategię.
Beata Tadla prosi, by nie mylić jej z Beatą K.
O tym, co Polacy myślą o pijanych kierowcach przekonała się rykoszetem Beata Tadla. Jak ujawniła na InstaStories, odkąd jej imienniczka wsiadła za kierownicę pod wpływem alkoholu, ciągle dostaje internetowe połajanki, chociaż niczemu nie zawiniła.
Zamieściła przykładową wiadomość, której autor, zresztą słusznie, uświadamia, że wsiadając za kierownicę po pijaku, podejmuje się gigantyczne ryzyko, że komuś może stać się krzywda i że w takich sytuacjach taksówka zawsze jest jedynym wyborem. Wszystko to racja, tylko adresatka nie ta…Oburzona Tadla stanowczo zażądała, by nie wrzucać wszystkich Beat do jednego worka:
Czy każda Beata kojarzy się teraz z jednym? To kolejna taka wiadomość! Ogarnijcie się!
Kilka godzin później zamieściła swoje zdjęcie z mężem w tle dobrze zaopatrzonego w alkohole baru i kolejne, podpisane wymownie:
Jakby co... wracaliśmy tak taksówką




***








