Reklama
Reklama

Andrzej "Piasek" Piaseczny w szczerym wywiadzie. Sporo zdradził!

"Na Żywo": Mieszka pan poza stolicą, na wsi. Nie ciągnie pana do Warszawy? 

Andrzej "Piasek" Piaseczny: Nie. Mieszkam w Górach Świętokrzyskich, nie w samych Kielcach. Nie jestem człowiekiem miejskim, chociaż zdaję sobie sprawę z tego, że takie metropolie jak Warszawa dają dostęp do teatru, opery, koncertów... Bywam w Warszawie, ale przede wszystkim ze względu na pracę i zostaję tu może dzień lub dwa. 

Raczej nie często zdarza się, żeby muzycy, którzy są na topie, mieszkali na wsi? 

- Nigdy nie odczuwałem potrzeby "celebrytyzmu". Dla mnie ważne jest to, co robię w życiu. Tak się składa, że jest to muzyka i jakiś rodzaj sztuki, nie ścianki fotograficzne. Rozumiem, że dzisiaj można zbudować popularność na bywaniu, nie mam nic do tego. To jest wybór życiowy wielu ludzi. Ja po prostu mam co robić w życiu. Od wielu lat bardzo intensywnie koncertuję, więc kiedy mam troszkę więcej wolnego czasu, to patrzę w kalendarz i jadę gdzieś w świat. Pułapka ta polega na tym, że niedawno uświadomiłem sobie, że bardzo rzadko bywam w domu. Chcę ten czas zacząć sobie układać w taki sposób, żeby tego domu mieć więcej. Dom jest sposobem na oddychanie. W Warszawie, Krakowie, Wrocławiu jest smog. Trzeba mieszkać na 10 piętrze, żeby mieć czyste powietrze. Ja mieszkam na parterze u siebie na wsi i jest dobrze 

Reklama

Jak wygląda pana zwykły dzień w domu? 

- Nie ma zwykłego dnia! Każdy jest niezwykły, właśnie o to chodzi. Jestem w pewnym sensie szczęśliwym człowiekiem, bo potrafię poczuć wyjątkowość dnia. On jest oczywiście powtarzalny w jakichś fragmentach. Nie mam takiego sztampowego rozkładu dnia, czy planu. Moje życie bardziej kształtowane jest przez pory roku niż przez dzień i ranną pobudkę. 

Często mówi pan o podróżach. Gdzie lubi pan jeździć? 

- Od lat jeżdżę na Florydę. Jest to działalność misyjna w stosunku do samego siebie. Biorę wtedy walizkę książek i przez tydzień nad oceanem czytam. Nadrabiam czytelnictwo niemalże za cały rok! Natomiast, te krótsze podróże, odbywam po Europie. Ona jest piękna i Polska również. W wielu miejscach nie ma tak pięknych plaż, jak u nas na Wybrzeżu Zachodnim. Jeżdżę do Sopotu w styczniu albo w lutym. Funduję sobie wtedy codzienny, dwugodzinny marszobieg, więc to jest swego rodzaju obóz kondycyjny. Nie jestem morsem, ale nie lubię tłumu takiego, jaki jest tam w wakacje. Jest tak dużo miejsc, do których chciałbym pojechać! Na przykład opiewana przez wszystkich Gruzja. Liban też jest jednym z planów. Natomiast w maju będę kilka dni w Walencji. 

Wokaliści mają często problemy z głosem. Jak Pan dba o swoje struny głosowe? 

- Śpiewanie jest poważnym wysiłkiem. Nie tyle w sensie siłowym, chodzi bardziej o technikę. Od lat mam dwa razy w roku tygodniowe treningi z moją trenerką wokalną. Dbanie o głos w pewnym sensie na tym się kończy. Uważam, że nie wolno się ze sobą cackać. Ostrożność tak, ale cackanie się - nie! Mam przyjaciela, który jest genialnym śpiewakiem operowym, jednym z najlepszych na świecie barytonów. Nazywa się Mariusz Kwiecień. Kiedy się spotykamy, opowiada mi, że on nie może wychodzić po przedstawieniu operowym. Jak ma cykl przedstawień, to w ogóle nigdzie nie wychodzi. Rozumiem to, bo być może każdy rodzaj operowania głosem wymaga innego sposobu troszczenia się o niego. Najczęstszą chorobą zawodową nauczycieli są właśnie problemy ze strunami głosowymi. Uczyć się mówić i śpiewać, trzeba ciągle, tego nie można zaniedbać. 

Czytaj dalej na następnej stronie.

Często pan chodzi do lekarza i robi badania? 

- To dobre pytanie. Mówi się o facetach, że idą do lekarza jak już coś ich boli, jak są chorzy. Już od jakiegoś czasu robię regularne badania całego organizmu, co dwa miesiące. Nie była to decyzja, którą podjąłem, gdy miałem 20 lat, tylko troszkę później. Zdecydowałem się na to, żeby mieć stałego, jednego lekarza, do którego idę zawsze z każdą wątpliwością. To on powiedział mi, że muszę się badać co dwa miesiące. Później patrzymy, co i jak. 

Czyli mądrość i dbałość o zdrowie przychodzi z wiekiem? 

- To nie jest mądrość, tylko zwykły rozsądek i próba zapobiegania temu, co nas wszystkich dotyka. Jesteśmy tylko maszynami biologicznymi. Nasz organizm rozwija się czasem w bardzo nieprzewidywalny sposób. Ja w pewnym wieku zacząłem ćwiczyć. Wiem, że wysiłek fizyczny, który funduję organizmowi powoduje, że czuję się lepiej. Piętnaście lat temu, kiedy jeździłem na desce, bardzo mocno upadłem i doznałem urazu kręgosłupa. Dowiedziałem się o tym dwa lata później, kiedy pojawiły się pierwsze oznaki. Na początku chodziłem na rehabilitację, ale potem zacząłem szukać innych sposobów i dużo ćwiczyć. Teraz nie mam potrzeby rehabilitacji. 



Rozm. Barbara Skrodzka

***
Zobacz więcej materiałów:


Życie na gorąco
Dowiedz się więcej na temat: Andrzej Piaseczny
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Polecamy