Reklama
Reklama

A jednak to prawda! Iwona Pavlović w końcu się tym podzieliła

Dziś jest jedną z najbardziej doświadczonych i utalentowanych polskich tancerek. Swoją wiedzą dzieli się z uczestnikami „Tańca z Gwiazdami”, gdzie zasiada w jury. Iwona Pavlović (57 l.) o swoim życiu prywatnym stara się nie mówić, jednak od czasu do czasu robi wyjątek. W „Życiu na Gorąco” zdradziła przepis na udany związek, a także opowiedziała o szalonych latach młodości.

Dobry Tydzień: Od 10 lat jest Pani w związku z Wojciechem Oświęcimskim. Z jednej strony to długo, z drugiej krótko. Istnieje jakaś recepta na udany związek? 

- Jakby była recepta, to każdy mógłby ją dostać u lekarza. Na to, by związek był udany, wpływa dużo czynników. Najważniejsze jest jednak to, by trafić na właściwego człowieka. Czasem można trafić na osobę, z którą jest nam nie po drodze, chwilowo się zauroczyć. Jak się już znajdzie tego jedynego partnera, to później w życiu ważna jest przyjaźń, do tego duże wzajemne zaufanie i szacunek. Ale też trzeba na ten szacunek zasługiwać, to też jest ważne. 

Reklama

Tylko tyle? Nie są to trudne rzeczy, a jednak tyle związków się rozpada, dlaczego?  

- Jeśli między dwojgiem ludzi jest szacunek i zaufanie, to takie małżeństwo przetrwa nawet w trudnych chwilach. W każdy związek trzeba włożyć dużo pracy, dbać o niego, być dobrym i uważnym dla siebie na co dzień. Doceniać, patrzeć na to, co robimy, widzieć siebie. Czasami związki się rozpadają przez to, że nie widzimy się nawzajem - w przenośni i dosłownie. 

Obserwując młodych ludzi, jak Pani ich widzi? Co się teraz zmieniło? 

- Dziś żyjemy w innej rzeczywistości, mamy nowe środki komunikowania się. Różnica pokoleniowa będzie istniała zawsze. Kiedyś wysyłaliśmy sobie piękne listy. W dzisiejszych czasach, myślę, że żadna dziewczyna nie ma listu miłosnego napisanego przez jej chłopaka. A ja miałam. To była inna forma komunikacji. Może kiedyś będziemy się komunikować tylko myślą? Może będziemy mieć jakiegoś chipa w głowie i to nam wystarczy? Młodzież przyzwyczajona jest do nowych form komunikacji, które dla nas, starszych, wydają się być ubogie, ale może dla tej młodzieży wcale takie nie jest. To jest ich świat i życie. 

W młodości też musiała Pani przeżyć jakieś szalone historie. Która z nich była najbardziej zwariowana? 

- Wyjazd motocyklem Olsztyn - Londyn, a nawet dalej, bo Blackpool. Był to wyjazd motorem z koszem z boku, na turniej tańca. Jechaliśmy pięć dni. W tamtych latach, bo to była końcówka lat 80., była to nie lada wyprawa. Cały blok mnie żegnał. Ludzie zwracali na nas uwagę na trasie, pukali się w czoło albo pokazywali, że super. Jechaliśmy w maju - było wyjątkowo zimno. Wtedy nie było też bielizny termicznej. Miałam na sobie milion koszulek, bluzeczek, bluz, dresów. Wyglądałam jak miś Yogi. Byłam tak grubo ubrana, że nie mogłam się ruszyć. Jak musiałam się rozebrać, to trwało to z dziesięć minut! 

***
Czytaj więcej na następnej stronie:

Prowiant z domu Pani zabrała?

- W tym koszu, w którym siedziałam, cała podłoga była wyłożona konserwami turystycznymi, żeby było co jeść w Londynie. Byłam calutka obłożona jedzeniem, bo były to czasy, w których nie było nas stać, by w Anglii wszystko kupować. Wtedy był inny przelicznik funta do złotówki. Teraz możemy tam iść na obiad, a kiedyś to nie było takie oczywiste. Byłam obłożona kotletami mielonymi zrobionymi przez mamę i włożonymi do słoika. To była jedna z najbardziej szalonych przygód. Tym bardziej, że pokonaliśmy dwa tysiące kilometrów. 

A noclegi? 

- Noclegi na szczęście mieliśmy u znajomych, choć to też nie było łatwe. Nocowaliśmy tak naprawdę u obcych ludzi. Dojeżdżaliśmy wieczorem, spaliśmy i dalej w drogę. Nie gościliśmy się, nie zwiedzaliśmy. W Anglii jest taka gazeta taneczna, dosyć popularna, która opisała nasz przypadek, że szaleńcy z Polski przyjechali uczyć się tańca. Było to miłe, zrobiono nawet z nami wywiad.  

Dlaczego wybraliście motor, nie byłoby łatwiej polecieć samolotem?

- Nie stać nas było na samolot. Bilety na samolot były kosmicznie drogie! Na motocykl złożyło się kilka osób z rodziny. Kupno motocykla wychodziło taniej, niż kupno biletów. Wtedy nie było tanich linii lotniczych. Do Anglii płynęliśmy nocą promem i pamiętam, że zdjęłam nadmiar ubrań, w które byłam owinięta i spałam gdzieś w rogu na podłodze.  

Takie perypetie pamięta się całe życie.  

- Dzięki przygodom, które się przeżyło, łatwiej docenić wszystko to, co się później nabywa. Kiedy rodzice, za talon, kupili mi pierwszego malucha, to myślałam, że złapałam Pana Boga za nogi. Drugi wyjazd do Londynu odbyliśmy już maluchem.

No i jak się spisywał? 

- Tym maluchem zjeździliśmy pół Europy. Motor był pierwszy. Gdy wróciliśmy do Polski na święta, rodzice mieli talon na samochód. Do Anglii wróciliśmy już maluchem, a ponieważ mieszkałam tam trzy lata, to stamtąd jeździłam na turnieje do Niemiec, Belgii, Holandii, Francji. Miał biały kolor. Chyba do dziś lubię biały kolor, bo nawet teraz mam biały samochód, to są wspomnienia... Ten maluch miał bagażnik na dachu, taki zlany z kształtem samochodu. Do tego bagażnika wchodziło pół domu, bo kiedyś człowiek tyle rzeczy nie miał, więc wszystko się mieściło.

***
Zobacz więcej materiałów wideo:

Rozmawiała :

Barbara Skrodzka

Życie na gorąco
Dowiedz się więcej na temat: Iwona Pavlović | "Taniec z gwiazdami"
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Polecamy