Reklama
Reklama

Marcin Mroczek: Odkryłem Boga na nowo

Pogubił się, kiedy w jego życiu zaczęła się liczyć jedynie dobra zabawa i sukces. Do Boga wrócił po mszy o uzdrowienie na Jasnej Górze.

Miał dziewiętnaście lat, kiedy z bratem bliźniakiem wygrali casting do "M jak miłość", w którym gra nieprzerwanie do dziś. Marcin Mroczek (34 l.) dopiero zaczynał dorosłe życie, które w Warszawie nieoczekiwanie zaczęło się toczyć w bardzo niebezpiecznym kierunku. Sława sprawiła, że zapomniał o podstawowych wartościach, które przekazali mu rodzice w domu w Siedlcach.

- Kościół zaczął schodzić na na drugi plan - wspomina aktor. - Niedziela była dniem, w którym mogłem nadrobić zaległości ze studiów, przysiąść do projektów oraz nauki do kolokwiów. I tak pomału zapominałem o tym, co jest w tym dniu najważniejsze i coraz rzadziej uczestniczyłem we mszach świętych - opowiada.

Reklama

Na to nałożył się młodzieńczy bunt. Chciał, żeby życie toczyło się według jego scenariusza. Zapomniał, czego uczyli go rodzice, wszystko miało wyglądać inaczej niż u nich. Jedyne, co się liczyło, to dobra zabawa i sukces. - Trochę się wtedy pogubiłem - przyznaje. Na szczęście show-biznes nie wciągnął go na tyle, by zaniedbać studia.

Marcin jest absolwentem Wydziału Inżynierii Lądowej Politechniki Warszawskiej. Kiedy minęło pierwsze zachłyśnięcie się sławą, aktor zaczął odczuwać pustkę. - Przestało mnie cieszyć to, że jestem popularny. Zresztą, to był tylko taki zewnętrzny sukces. W swoim wnętrzu czułem ogromną pustkę i niechęć do wszystkiego. Ciągle krytycznie siebie oceniałem, byłem stale niezadowolony. Choć wszyscy dokoła chcieli się ze mną fotografować ja czułem się kompletnie pozbawiony wartości i nie potrafiłem sobie z tym poradzić - opowiada.

Bardzo przeżył także rozstanie z Agnieszką Popielewicz, z którą był związany przez cztery lata. To był moment, gdy ukojenia zaczął szukać w Bogu. Pomógł mu brat Rafał Mroczek (34 l.), z którym jest bardzo związany. Za jego radą pojechał do Częstochowy na mszę o uzdrowienie. Już w trakcie nabożeństwa zrozumiał wiele. - Zacząłem czuć, że wiara, którą przekazali mi rodzice, to nie jest coś pustego, że Bóg naprawdę istnieje i mnie kocha - wspomina. Po powrocie Marcin był już innym człowiekiem. Ewangelia stała się jego przewodnikiem. Wrócił spokój i równowaga.

Ślub z Marleną Muranowicz odbył się w lipcu 2013 roku. Piękna modelka pod wpływem Marcina nawróciła się. - Była osobą wierzącą, ale niepraktykującą. Jej wiara była zbuntowana, nastawiona na "nie" - mówi aktor. Modlitwa w Częstochowie zmieniła także jej życie. - Widzę jak od czasu tamtej Mszy promienieje. Każdego dnia dziękujemy Bogu za to, że możemy razem chodzić do kościoła, cieszyć się naszą wiarą i nie kłócić się o to - wyznaje aktor.

Para od razu zaczęła starania o potomka. Kiedy w końcu w zeszłym roku Marcin dowiedział się, że będzie ojcem, by podziękować Bogu i prosić o pomyślne rozwiązanie, po raz pierwszy w życiu wyruszył na pieszą pielgrzymkę z Warszawy na Jasną Górę. Pół roku temu na świat przyszedł Ignacy. - Dziękuję Boże za ten cud - napisał na Facebooku, kiedy synek się urodził.

Jest dla niego najważniejszy. Karmi go, usypia, przewija, chodzi na spacery. Chciałby wychować go na dobrego katolika, przekazać wartości. Marzy też, żeby Ignacy miał wkrótce rodzeństwo. - Chcę być takim ojcem, jakim jest dla mnie mój tata. Nigdy na siłę do niczego mnie nie zmuszał, ale kiedy było trzeba, był wymagający. Nauczył mnie pokory i wytrwałości - mówi. Wielkim autorytetem jest dla aktora Jan Paweł II, którego nauki rozumie dopiero teraz. Chce z niego czerpać wzorce.

Dziś Marcin wie, co jest najważniejsze, żyje z Bogiem na co dzień. - To podstawa. Każdego dnia, zaraz po tym, jak się budzę, mówię "Panie Boże, fajnie, że jesteś" i odmawiam modlitwę poranną. Potem przez cały dzień staram się pamiętać o Bogu. Kiedy mam jakieś zadania do zrealizowania, proszę Go o wsparcie, kiedy coś mi się udaje, dziękuję Mu za to. Pan Bóg jest z nami cały czas i w tych dobrych chwilach, i w tych złych. Świadomość tego bardzo mi pomaga. Drugą kluczową sprawą jest dla mnie uczestnictwo w niedzielnej Eucharystii - mówi.

Nie chce nikogo na siłę ewangelizować, ale stara się swoim życiem pokazać, jak łatwo można się zgubić, i że zawsze mamy szansę się odnaleźć. - Wiara wiele razy pomogła mi w życiu i podniosła mnie z dołka - dodaje.

Dobry Tydzień
Dowiedz się więcej na temat: Marcin Mroczek
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Polecamy