Reklama
Reklama

Wanda Rutkiewicz: Jej śmierć pozostaje tajemnicą. Co stało się podczas wyprawy na szczyt?

Wanda Rutkiewicz (†49 l.): kobieta – legenda. A jednocześnie osoba o bardzo trudnym charakterze, która dla osiągnięcia własnych celów potrafiła wykorzystywać innych i nie marzyła o wielkiej miłości. Zginęła w tragicznych okolicznościach. Do dziś wiele osób zadaje sobie pytanie: co stało się podczas wyprawy?

Zawsze była pierwsza. Wanda Rutkiewicz uczyła się świetnie, trenowała z powodzeniem lekkoatletykę, a na studiach rewelacyjnie grała w siatkówkę. Uwielbiała bowiem rywalizować z innymi. Dlatego, gdy po studiach odkryła wspinaczkę, fantastycznie się w niej odnalazła.

Zwłaszcza że w tym sporcie mogła triumfować indywidualnie. Bo właśnie rywalizacja była tą prawdziwą motywacją dla Rutkiewicz do wchodzenia na kolejne szczyty. Do gór miała stosunek czysto sportowy i kompletnie pozbawiony romantyzmu - szczyt należało po prostu pokonać, jak na zawodach.

Reklama

- Wanda była twardym wspinaczem. Miękki wspinacz wycofuje się, gdy coś nie idzie, może zarządzić odwrót, nic nie robi na siłę. Twardy wspinacz nie chce się wycofać za żadne skarby. Uważała, że lepiej się zabić - wspomina jej pierwszy mąż, Wojciech Rutkiewicz, w biografii "Wanda. Opowieść o sile życia i śmierci" Anny Kamińskiej.

Śmierć towarzyszyła jej od zawsze. W poniedziałek wielkanocny, 29 marca 1948 r. , pięcioletnia Wanda bawi się z siedmioletnim bratem i sąsiadami nad rzeką. Chłopcy znajdują pocisk artyleryjski i palą nad nim ognisko. Nie pozwalają Wandzie zostać z nimi, więc ta rozżalona biegnie do domu. W drodze słyszy huk tak silny, że w oknach pękają szyby. Z trzech bawiących się chłopców zostają strzępy...

Po tej tragedii Zbigniew, ojciec himalaistki, odsuwa się od rodziny i zamyka we własnym świecie. Jej matka Maria też nigdy nie porusza tego tematu.- W domu Wandy nie jada się wspólnie i nie rozmawia przy stole. Nikt nikogo nie woła na obiad, a kiedy Wanda rano wstaje do szkoły, pali w piecu i sama robi śniadanie, patrząc często na śpiącą matkę - pisze Kamińska.

Od tamtej pory relacje Wandy z rodzicami, a zwłaszcza z ojcem, są bardzo trudne i pozostają takie aż do jego śmierci w 1972 r., gdy został zamordowany w kuchni swej willi, którą wynajmował przypadkowym lokatorom. To oni zadali mu co najmniej 11 ciosów młotkiem, szklaną popielniczką i siekierą, a potem poderżnęli gardło. W procesie o zamordowanie ojca dorosła już Wanda jest oskarżycielem posiłkowym.

Po trudnym dzieciństwie ukojenie odnalazła w górach. Na drugim roku studiów poznała starszego o kilka lat studenta łączności i wspinacza, który zabrał ją na skałki pod Jelenią Górę. "To musiało się wydarzyć. Bo czy ktoś, kto od dzieciństwa wspinał się po framugach, po przydrożnych latarniach, po ścianach w ruinach miasta czy po drzewach w parku, mógł nie zacząć się wspinać w końcu w górach?" - pada w książce retoryczne pytanie.

Od tamtej pory w cień idą wszystkie pasje himalaistki. - Pierwszy dzień w skałkach przyniósł mi doznania, które osłabiły wszystkie dotychczasowe fascynacje - wspominała po latach w jednym z wywiadów.

Rutkiewicz zostaje członkiem Wrocławskiego Koła Klubu Wysokogórskiego. Nabiera doświadczenia w górach. W zdominowanym przez mężczyzn środowisku wyróżnia się uporem i urodą. Wysoka, atrakcyjna, o śnieżnobiałym uśmiechu. Zawsze elegancka. 

Gdy nie wspinała się, nosiła sukienki i starannie wyprasowane kołnierzyki. Koledzy uważali ją za najbardziej kobiecą wśród wspinaczek. A ona powtarzała, że najważniejsze to mieć zawsze ładną bieliznę, bo nigdy nie wiadomo, co może się człowiekowi przytrafić. Taternicy żartowali, że jeśli nad Morskim Okiem na sznurze suszą się koronkowe figi, to znaczy, że Wanda jest w schronisku.

Jej pierwszym mężem był również człowiek gór, Wojciech Rutkiewicz. Ich wesele odbyło się w Domku Myśliwskim, w schronisku w Karkonoszach w 1970 r. Jak wspomina Zofia Gajek, koleżanka himalaistki, "punktem kulminacyjnym nocy poślubnej było wspięcie się panny młodej w długiej białej sukni na dach schroniska".

Na początku para mieszka oddzielnie. Gdy Rutkiewicz przeprowadza się do męża, do Warszawy, okazuje się, że oboje różnią się nie tylko stosunkiem do gór, ale i do życia. On chce dziecka, ona rezygnuje z macierzyństwa.

- Nie potrafiłam ugiąć się ani zagrać przeznaczonej mi roli. Podejrzewam, że często kobiety grają, nawet jeśli robią to z miłości - wyznała po latach.

Jesienią 1974 r. Wanda rozstaje się z mężem. Ma już za sobą zdobycie pierwszego w życiu siedmiotysięcznika - Piku Lenina w Pamirze oraz m.in. wejście na Noszak w Hindukuszu i wyprawę w Alpy w kobiecym zespole.

Od czasu rozwodu skupia się wyłącznie na pasji. I tak 16 października 1978 r. o godz. 13.45 jako pierwsza wśród Polaków i trzecia kobieta na świecie zdobywa najwyższy szczyt świata - Mount Everest. Tego samego dnia Karol Wojtyła zostaje wybrany papieżem. Rok później Jan Paweł II spotka się z himalaistką i powie: "Dobry Bóg tak chciał, że tego samego dnia weszliśmy tak wysoko".

W 1982 r. Wanda organizuje kobiecą wyprawę na K2. W tym samym czasie zostaje żoną Helmuta Scharfettera, chirurga poznanego w czasach studenckich. Gdy w Polsce wybucha stan wojenny, prosi go o pomoc i zorganizowanie dla niej w Austrii operacji kontuzjowanej wcześniej nogi.

Zakochany w Rutkiewicz bez pamięci lekarz pomaga jej, a po wyjściu ze szpitala ona zamieszkuje u niego w domu i zgadza się na ślub. Ich małżeństwo okazuje się porażką. - Postrzegałem ją jak maszynę do zdobywania szczytów albo manekina produkującego sprzęt wspinaczkowy. Zachowywała się tak, jakby ślepo biegła w stronę śmierci. Z tak ekscentryczną osobą jak Wanda, przy całej tolerancji, nie dało się żyć - mówi po latach Helmut.

W 1982 r. wyprawa na K2 kończy się fiaskiem. Ginie wtedy towarzyszka i przyjaciółka Wandy - Halina Krueger-Syromska. Dopiero za trzecim razem, w 1986 r., himalaistka jako pierwsza kobieta na świecie i pierwsza Polka zdobywa K2, ale w drodze powrotnej giną jej towarzysze.

W 1990 r. przeżywa kolejną tragedię - podczas wyprawy na Broad Peak na jej oczach spada w przepaść jej ukochany, neurochirurg Kurt Lyncke. Wpada w depresję. Gdy ponownie idzie w góry i zdobywa szczyt Annapurny, ktoś rozpuszcza plotki, że wcale na niego nie dotarła. To dla niej ogromny cios...

Im Rutkiewicz jest starsza i ma mniej sił fizycznych, tym jej "pęd ku śmierci" jest większy. I to on ją gubi, gdy w 1992 r. jedzie na wyprawę na Kanczendzongę. Podczas wspinania się na szczyt Wanda jest chora, nie ma jedzenia, napojów i kuchenki gazowej. Nie chce jednak wrócić do bazy.

Koledze z wyprawy mówi, że prześpi się w szczelinie i na drugi dzień wejdzie na szczyt. Ale już nigdy nie powraca ani do bazy, ani do żywych. Cztery lata później sąd dla Warszawy Mokotowa uznaje Wandę Rutkiewicz za zmarłą i ustala dzień 13 maja 1992 r. jako datę jej śmierci.

*** 
Zobacz więcej materiałów:

Na żywo
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Polecamy