Showman na gali Wiktorów - na organizację której TVP wydała ponoć... 80 tys. zł - dziękując za statuetkę, którą otrzymał w kategorii "najwyżej ceniony komentator lub publicysta", stanął w obronie zwolnionej pod koniec kwietnia żony Hanny Lis. Stwierdził, że w TVP kłamie się na rozkaz:
"Bardzo dziękuję osobie, która nie tylko mnie wspiera, ale która w najprostszy, najzwyklejszy sposób pokazała, jaki jest sens dziennikarstwa. A sensem jest mówić prawdę, a nie kłamać na rozkaz. Haniu!".
Jan Piński, były szef dziennikarki, nie czuje się jednak dotknięty wypowiedzią Lisa: "W Wiadomościach TVP na rozkaz mówi się tylko prawdę, nawet jeżeli jest dla kogoś niewygodna i próbuje się jej nie przeczytać" - twierdzi w rozmowie z "Super Expressem".
Medioznawca, prof. Wiesław Godzic, uważa, że sytuacja w jakiej znalazł się dziennikarz, jest dosyć absurdalna: "Widać wyraźnie, że Tomasz Lis ma kłopot. Jeśli bowiem uważa, że firma w której pracuje, łamie zasady, to po prostu powinien z niej odejść" - radzi na łamach tabloidu.
Jaki będzie kolejny ruch znanego dziennikarza. Czy zdecyduje się zachować twarz i sam odejść z telewizji publicznej?
Przypomnijmy: w październiku 2007 roku, na znak solidarności ze zwolnionym mężem, Hanna dobrowolnie odeszła z polsatowskich "Wydarzeń". Kiedy ona traciła pracę, mąż ograniczył się wyłącznie do założenia na jednym z meczów charytatywnych koszulki z napisem: "Haniu, jestem z ciebie dumny".
Czy w końcu podejmie "męską decyzję", pokaże, że ważniejszy jest dla niego honor niż pieniądze?








