Reklama
Reklama

Teresa Tutinas wyemigrowała z Polski i zmieniła zawód. Czym się dzisiaj zajmuje?

Callas, Villas i... Tutinas. Nie tylko dzięki temu zgrabnemu rymowi mówiło się kiedyś, że to najlepsze śpiewaczki pod słońcem. Callas i Villas już nie ma, została Tutinas - tylko gdzie? O popularnej niegdyś piosenkarce słuch jakiś czas temu zaginął. Jej przeboje odkryło jednak ostatnio młode pokolenie polskich muzyków, tęskniących za rozrywką na poziomie. Fragmentami jej melodii zainspirowali się też młodzi raperzy.

Teresa Tutinas wcale jednak nie zamilkła. Od 38 lat mieszka na stałe w Szwecji, ale dalej śpiewa i nagrywa dla tamtejszego polonijnego grona. Chociaż wydawało się, że w latach 80. czeka ją druga część świetnie rozwijającej się kariery (publiczność cały czas nuciła takie jej przeboje, jak "Gorzko mi" czy "Jak Cię miły zatrzymać"), los chciał inaczej. 

Reklama

Stan wojenny zastał ją w Szwecji, gdzie wybrała się z 7-letnią wtedy córeczką w odwiedziny do męża, perkusisty Henryka Lisowskiego, który przebywał tam z ramienia PAGART-u. "Ogarnęła nas panika. Nie wiedzieliśmy, co mamy robić. Wracać? Zostać? Kiedy sytuacja w Polsce się unormowała, było już za późno na powrót. Zrobiłam więc kurs językowy, niedługo potem dostałam obywatelstwo i pracę" - wspomina artystka.

Tęskni za Polską i mówi, że odwiedza ją stanowczo za rzadko. Jej polszczyzna jest jednak wciąż nienaganna. W kraju pojawiła się trzy lata temu, by wziąć udział  w kameralnym występie w kościele w Nekielce blisko Poznania. Mimo niesłabnącej popularności, śpiewa coraz mniej.

"Muszę coś robić" - uśmiecha się, prezentując swoje ostatnie dzieła. To kolorowe patchworki, które pokazała przy okazji nekieleckiego koncertu. "To dla mnie sposób na miłe spędzanie czasu. Bardzo to lubię. Zainteresowałam się tym i jest to dla mnie też zabawa. Pracując  z kolorami, z materiałami, nabywa się cierpliwości, a ja jestem osobą bardzo niecierpliwą" - tłumaczy.

Znających jej pełen żaru temperament zdziwi więc pewnie, że w Sztokholmie, po porzuceniu zawodowej kariery na estradzie, została... informatyczką, a dziś jest asystentką do spraw ekonomicznych w jednej z tamtejszych firm. Zajęcia te, przynajmniej z pozoru, nie należą przecież do najbardziej ekspresyjnych, ale pani Teresa zawsze potrafiła dać ujście swojej artystycznej fantazji.

W Sztokholmie została członkinią polonijnej grupy Bagatela, przez długi czas nieodłącznego elementu wszystkich uroczystości organizowanych przy polskim konsulacie. 

"Choć powinnam dawno być na emeryturze, ciągle gdzieś mnie nosi, co w żartach wypomina mi mąż. Twierdzi, że za rzadko bywam w domu. Ale te występy z rodakami w jakimś sensie rekompensują mi brak ojczyzny" - mówi Teresa Tutinas.

Trzyma się z Polonią, choć swoją drugą ojczyznę bardzo lubi. U Szwedów brakuje jej jednak polskiej fantazji. W Bagateli, oprócz akompaniujących Witolda Robotyckiego, Janusza Słotwińskiego i Stanisława Rejmenta, na perkusji grywał i pan Henryk - niegdyś występujący z Janem Kantym Pawluśkiewiczem czy Markiem Grechutą.

Ich córka, Martyna Lisowska, jest w Szwecji znaną aktorką i piosenkarką musicalową, i to ona wiedzie teraz w rodzinie muzyczny rej.

"Jeżdżę na jej premiery. Ostatnio miała kontrakt na Gotlandii i byliśmy tam na trzech lub czterech przedstawieniach. Muszę przyznać, że jest bardzo zdolna i podziwianie jej na scenie sprawia mi dużo radości" - mówi Teresa Tutinas.

Radość znajduje także w innego rodzaju działaniach. Jest osobą bardzo aktywną - za  zasługi dla krzewienia rodzimej kultury za granicą dostała nawet Złoty Krzyż Zasługi, udziela się w kilku organizacjach, m.in. w... Polskim Klubie Kobiet Sukcesu w Szwecji.

Czytaj dalej na następnej stronie...

Osiecka miała opory

Teresa Tutinas po ukończeniu średniej szkoły muzycznej we Wrocławiu (w klasie śpiewu), a później Wydziału Pedagogicznego tamtejszej PWSM, postanowiła na poważnie zająć się piosenkarską karierą. Debiutowała skromnie - kameralnymi występami przy teatrzyku studenckim Kalambur, choć mieszkańcy Międzyrzecza, z którego pochodzi, do dzisiaj wspominają jej występy w lokalnym kinie Piast u boku Anki Cewe, laureatki "Złotej Dziesiątki" Festiwalu Młodych Talentów w Szczecinie w 1962 r. i wokalistki m.in. Czerwono-Czarnych.

Potem zdobyła lokalną sławę, wyśpiewując hymn zbuntowanej młodzieży lat 60. "Jesteśmy młodzi, jesteśmy gniewni", wykonywany na deskach wrocławskiego klubu studenckiego Pałacyk.

Szerszej publiczności Teresa Tutinas dała się poznać dopiero w 1966 r., kiedy pojawiła się na IV Krajowym Festiwalu Piosenki Polskiej w Opolu.

Zaśpiewała wtedy przebój "Na całych jeziorach ty" ze słowami Agnieszki Osieckiej, choć słynna autorka tekstów mocno kręciła nosem na - jej zdaniem - zbyt rozwibrowany głos piosenkarki. Ale powód tej niechęci był jeszcze jeden.

Poetka była bardzo przywiązana do "Jezior", gdyż w sekrecie były one dedykowane jej ówczesnej miłości, Jeremiemu Przyborze. Mimo wszystko dała się jednak namówić obstającemu przy głębokim głosie Tutinas legendarnemu redaktorowi radiowej "Trójki", Janowi Borkowskiemu (piosenkę tę wykonywała także Kalina Jędrusik, która jednak okazała się zbyt seksowna, by nadać jej liryczną głębię). Namowy okazały się skuteczne - pani Teresa otrzymała w Opolu nagrodę ministra kultury "za piosenkę o szczególnych wartościach artystycznych".

W kolejnych latach podbiła serca opolskiej publiczności utworami "Jak Cię miły zatrzymać" oraz "Gorzko mi" (ten drugi znów ze słowami Osieckiej). I nam dziś także gorzko - tęskniąc za tym, jak śpiewała "Ech, szampana nalej mi, bo na tej szklanki dnie są moje sny, te dobre, nie te złe"...

***

Zobacz więcej materiałów:


Życie na Gorąco Retro
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Polecamy