Reklama
Reklama

Tak naprawdę ma na imię Maryla Rodowicz. Nieznane fakty z życia piosenkarki

Marylę Rodowicz (75 l.) znają wszyscy. Są jednak rzeczy, o których znana piosenkarka mówi niechętnie...

1. Oficjalnie nazywa się...

Maryla Rodowicz wcale nie ma na imię Maryla. Kiedy przyszła na świat, jej rodzice zdecydowali się nazwać ją imieniem patronki dnia jej urodzin, czyli obchodzącej 8 grudnia imieniny Marii. Do dziś ukrywa prawdziwe imię. W oficjalnych dokumentach piosenkarka występuje jako Maria Antonina! Nigdy nie zdecydowała się skorzystać z możliwości zmiany imienia urzędowego na to, którym się posługuje.

Kiedy była mała, imię Maryla było często używane jako zdrobnienie od Marii. Tak właśnie nazywała ją pochodząca z Białorusi babcia.

Reklama

2. Wychowała się na zupach!

Piosenkarka - pytana o ulubione dania - zawsze wymienia... kapuśniak, krupnik, biały barszcz, rosół i pomidorową. Dla Maryli Rodowicz dobra zupa to podstawa każdego posiłku.

"Wychowałam się na zupach. Babcia gotowała je codziennie... Były fantastyczne. Do dziś nie wyobrażam sobie obiadu bez zupy" - wyznała na łamach książki "Wariatka tańczy".

Maryla - choć jest wielką gwiazdą - uwielbia prostą kuchnię. Przepada za kiszką ziemniaczaną, babką kartoflaną okraszoną skwarkami oraz pierogi.

3. Łamała męskie serca już w przedszkolu

Maryla Rodowicz od najmłodszych lat fascynowała mężczyzn i - jeszcze zanim stała się kobietą - złamała niejedno chłopięce serce.

Była pierwszą wielką miłością Krzysztofa Szewczyka. Dziennikarz do dziś wspomina Marylę jako najpiękniejszą dziewczynę... w przedszkolu we Włocławku, do którego oboje uczęszczali. Pewnego dnia Maryla, będąca wtedy w grupie starszaków, miała przypilnować młodszego od niej o dwa lata Krzysia, który jednak wcale nie miał zamiaru słuchać jej poleceń.

"Bez słowa dała mi klapsa. I wtedy się odkochałem" - wspomina dziennikarz.

Maryla Rodowicz i Krzysztof Szewczyk przyjaźnią się do dziś. Piosenkarka twierdzi jednak, że nigdy nie zbiła dziennikarza...

4. Za piosenki zapłaciła... żywą kurą

Na początku swej zawodowej drogi, będąc jeszcze studentką, Maryla Rodowicz marzyła, by choć jedną piosenkę napisał dla niej Seweryn Krajewski. Długo szukała dojścia do niego, aż w końcu poprosiła Agnieszkę Osiecką, by mu ją przedstawiła.

Poetka, która mieszkała wtedy w Falenicy - kilka kilometrów od Michalina, gdzie miał swój dom Seweryn - wpadła kiedyś na pomysł, by razem wybrały się do kompozytora... piechotą. Po drodze Maryla kupiła w GS-ie (tak nazywano wiejskie sklepy należące do Gminnych Spółdzielni "Samopomoc Chłopska") żywą kurę. Podarowała ją Krajewskiemu, a on w zamian dał jej dwie piosenki - "Chcę mieć syna" i "Na czas wojny" (obie znalazły się na jej debiutanckiej płycie)!

Od tamtej pory Seweryn Krajewski skomponował dla Maryli kilkadziesiąt przebojów. Do większości z nich słowa napisała Agnieszka Osiecka.

Dziś Maryla Rodowicz podaje zupełnie inną wersję swego pierwszego spotkania z Sewerynem Krajewskim. Twierdzi, że poznała go na imprezie w Sopocie.

5. Stalker nie dawał jej spokoju!

Kilka lat temu Maryla Rodowicz miała bardzo poważny problem z jednym z fanów, który zdobył numer jej prywatnego telefonu i parę razy dziennie pisał do niej... z prośbą o pracę. Kiedy w końcu odpisała mu, że powinien zwrócić się do Urzędu Pracy, zaczął wysyłać jej SMS-y z obelgami. Na szczęście mu się to znudziło i dał sobie spokój, zanim piosenkarka zdążyła zmienić numer.

6. Wojciech Jaruzelski wezwał ją na dywanik...

Tuż po wprowadzeniu przez Wojciecha Jaruzelskiego stanu wojennego Maryla Rodowicz dowiedziała się, że generał polecił jednemu ze swych podwładnych, by przyprowadził ją do niego. Piosenkarka była akurat w Leningradzie, gdy zadzwoniła do niej kompozytorka Katarzyna Gaertner z informacją, że szuka jej najważniejszy w Polsce żołnierz.

Maryla natychmiast pojechała do konsulatu i zażądała, by połączono ją z biurem szefa rządu. Wojciech Jaruzelski poprosił ją, by po powrocie do kraju swe pierwsze kroki skierowała do niego. Była przerażona!

"Poszłam do wodza, do Urzędu Rady Ministrów. Tam wszyscy mi salutowali, co mi się bardzo podobało. Wprowadzono mnie do gabinetu generała i... dostałam kwiaty. To wszystko, nie było żadnej sprawy" - opowiadała później, pytana o swe kontakty z Jaruzelskim, który - jak się okazało - był jej wielkim fanem.

Maryla Rodowicz była też ulubienicą komunistycznego premiera Józefa Cyrankiewicza, który podczas przyjęcia z okazji 30-lecia Polski Ludowej ostro ją podrywał. Także Edward Gierek miał do niej słabość, bo zawsze nalegał, by zapraszano ją do udziału w koncertach barbórkowych, które w czasie, gdy był I Sekretarzem KC PZPR, co rok odbywały się w katowickim Spodku.

Dziś Maryla Rodowicz niechętnie mówi o swych spotkaniach z PRL-owskimi dygnitarzami. Pamięta, że przed laty spotkało ją wiele nieprzyjemności tylko z tego powodu, że znała Jaruzelskiego, Cyrankiewicza czy Gierka. Doszło nawet do tego, że podczas tournée po Australii, supportujący ją Andrzej Rosiewicz przerwał swój występ i poprosił widzów, żeby nie bili Maryli braw, bo jest... komunistką!

"Rosiewicz nie mógł znieść, że dostaję większe brawa od niego" - wyznała po latach Jarkowi Szubrychtowi w wywiadzie rzece "Wariatka tańczy".

7. Wzruszają ją piosenki Mazowsza

W latach 50. ubiegłego wieku kilkuletnia wtedy Maryla była zakochana w piosenkach zespołów Mazowsze i Śląsk, które znała na pamięć. Do dziś wzrusza się, słysząc ludowe melodie, które pamięta z dzieciństwa.

Kiedy miała 6 lat, przedstawiciele Mazowsza zjawili się we Włocławku, gdzie mieszkała, w poszukiwaniu dzieciaków, które mogłyby dołączyć do zespołu. Maryla poszła na przesłuchanie i... zakwalifikowała się do ścisłego finału. Zaproponowano jej wyjazd do Otrębusów (tam zespół ma swoją siedzibę od 1948 roku). Niestety, mama przyszłej gwiazdy nie zgodziła się puścić jej w nieznane, bo uznała, że jest za młoda na mieszkanie w internacie... Na pociechę zapisała córkę do dziecięcego teatrzyku.

8. Samochód tylko... warczący

Maryla Rodowicz znana jest ze swej wielkiej miłości do sportowych aut. Twierdzi, że odkąd pamięta, ma na nie "jazdę". Piosenkarka żartuje, że zawsze marzyła, by mieć samochód... warczący i mający z nazwie słowo "sport".

Zanim jednak kupiła sobie pierwsze wymarzone porsche 914 (zdezelowany egzemplarz nadający się do kompletnego remontu odkupiła w 1977 roku od pianisty Wacława Kisielewskiego), była dumną posiadaczką zielonego poloneza. Talon na niego dostała od... wicepremiera w rządzie Piotra Jaroszewicza.

Ciekawostką jest, że pierwszego "porszaka" pomógł Maryli doprowadzić do stanu używalności inny wielki miłośnik kabrioletów tej marki - Czesław Niemen. Legendarny wokalista skierował swą koleżankę do mechanika, który od lat reperował jego samochody i produkował w swoim garażu podróbki nieosiągalnych wtedy w Polsce oryginalnych części do zachodnich aut.

9. Czasem jak coś palnie...

Maryla Rodowicz słynie z ciętego języka i tego, że zawsze mówi, co jej leży na sercu. Niestety, wiele razy zapłaciła za swą szczerość wysoką cenę. Piosenkarka nie kryje, że największą jej wadą jest kompletny brak dyplomacji.

"Często zrażam do siebie ludzi. Jak czasem coś palnę, to ludzie nie wiedzą, gdzie się schować. Ja zresztą po chwili też nie wiem... Nie jestem damą w klasycznym tego słowa znaczeniu" - powiedziała w rozmowie z "Echem Dnia".

Maryla Rodowicz, pytana z kolei o swą największą zaletę, bez zastanowienia na pierwszym miejscu wymienia brak skromności. Twierdzi, że fakt, iż nie jest osobą skromną, pozwala jej na robienie wielu rzeczy, na które - będąc skromnisią - nigdy by się nie zdobyła.

"Poza tym jestem bardzo odważna i bardzo uczciwa" - mówi gwiazda.

10. Cenzura i prezydent Rosji

Niewiele osób pamięta, że Maryla Rodowicz ma w swojej dyskografii płytę z piosenkami dla dzieci. Nikt nie
wie, że piosenki z albumu "Był sobie król" miały... szlaban na radio, a pewien dziennikarz, który ośmielił się wyemitować tytułowy utwór na ogólnopolskiej antenie, został dyscyplinarnie wyrzucony z pracy! Dlaczego?

Płyta "Był sobie król" ukazała się na rynku tuż przed śmiercią Jurija Andropowa - sekretarza generalnego radzieckiej partii i szefa KGB. Cenzura uznała po prostu, że tytuł "Był sobie król" może wywoływać niefortunne skojarzenia i że to... prowokacja!

Cenzorzy jednak zawsze byli dla Maryli Rodowicz łaskawi. Tak naprawdę tylko raz "wycięli" ją z programu telewizyjnego, gdy pod koniec lat 70. ubiegłego stulecia podczas jednego z koncertów zaśpiewała "Wielką wodę", a w Polsce akurat była wielka powódź.

Wtedy również uznano ją za prowokatorkę. Żeby udobruchać szefów Telewizji Polskiej, musiała zgodzić się na udział w Festiwalu Piosenki Radzieckiej w Zielonej Górze. Właśnie podczas tej imprezy po raz pierwszy wykonała legendarne "Konie" z repertuaru Włodzimierza Wysockiego z polskim tekstem Agnieszki Osieckiej.

30 lat później - w grudniu 2010 roku - Maryla Rodowicz zaśpiewała "Konie" na zamkniętym koncercie z okazji wizyty w Polsce ówczesnego prezydenta Rosji Dmitrija Miedwiediewa. Tym razem jednak wykonała ją po rosyjsku. Prezydent największego państwa na świecie... rozpłakał się ze wzruszenia.

Źródło: AIM
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Polecamy