Przypomnijmy: 20 grudnia Steczkowska miała wystąpić z tenorem podczas jego koncertu w Krakowie.
Pech chciał, że tego samego dnia grała także koncert w Toruniu. Wynajęła więc samolot, który miał ją błyskawicznie przetransportować do stolicy Małopolski.
Na przeszkodzie stanęła jednak pogoda, która uniemożliwiła lądowanie w Krakowie. Odbyło się ono więc w Katowicach.
Ostatecznie Steczkowska dojechała do Krakowa w eskorcie policji. Niestety było już chwilę po koncercie.
Dziennik "Fakt" postanowił sprawdzić prawdomówność artystki i zapytał rzeczników śląskiej i małopolskiej policję, czy funkcjonariusze faktycznie eskortowali piosenkarkę do Krakowa.
Aleksandra Nowara, rzecznik Komendanta Wojewódzkiego Policji w Katowicach, oraz Krzysztof Łach z zespołu prasowego Komendy Wojewódzkiej Policji w Krakowie zaprzeczają, że ich policjanci uczestniczyli w jakiejkolwiek eskorcie.
Dziwią się także, skąd wziął się szum informacyjny, w którym mowa o udziale policji. Podpowiadamy:
Co ciekawe, sama artystka zmienia wersję zdarzeń i utrzymuje, że eskorty jednak nie było, a jedynie "jakiś radiowóz pomógł im przebrnąć przez ulice stolicy Małopolski".
Informator tabloidu twierdzi, że w ten sposób Steczkowska "chce wykpić się od odszkodowania (50 tys. zł), jakie jej grozi" za niedotrzymanie warunków umowy i niepojawienie się na koncercie Carrerasa.












