Reklama
Reklama

Piotr Cyrwus o odejściu z "Klanu": "Tak długa przerwa dobrze mi zrobiła"

​Gdy Piotr Cyrwus (55 l.) kilka lat temu ogłosił, że odchodzi z „Klanu”, dla wielu fanów serialu był to prawdziwy szok. Nie mogli się oni pogodzić z tym, że na ekranie nie zobaczą już uwielbianego Ryśka. Aktor niechętnie mówił o powodach takiej decyzji. Co prawda pytany o to przez dziennikarzy uchylał rąbka tajemnicy, ale dopiero teraz powiedział nieco więcej niż wcześniej.

Wyzwolił się pan już z tej kultowej roli Rysia z "Klanu"?

- Myślę, że tak. Odpocząłem, nabrałem dystansu, którego kiedyś nie miałem.

Czyli?

- Denerwowałem się, kiedy ludzie kojarzyli mnie tylko z tą rolą. Kiedyś nawet sam prezydent Aleksander Kwaśniewski powiedział do mnie "Panie Ryśku". Tak długa przerwa dobrze mi zrobiła. 

Nigdy potem pan nie żałował tej decyzji?

- Nigdy.

W mediach pojawiały się różne plotki, że jednak nie opłacił się panu ten "telewizyjny rozwód".

Reklama

- Nie rozumiem takiego myślenia. To, że nie ma mnie w telewizji, nie oznacza, że nic nie robię. Wtedy już zacząłem pracę w Teatrze Polskim i po prostu chciałem się jej poświęcić. W pewnym momencie rola "Ryśka" tak do mnie przylgnęła, że widzowie nie mieli szans zobaczyć mnie w innych odsłonach. 

Dziś czas zrobił swoje. Wraca pan jednak do telewizji w nowej serii innego serialu - "Na Wspólnej".

- To prawda. I kiedy pojawiły się pierwsze informacje w prasie, oczywiście rozdzwonił się telefon z pytaniami od dziennikarzy czy wracam do telewizji, bo mi się nie udało, bo potrzebuję gotówki. Nigdy nie podejmowałem decyzji o pracy z takich względów. 

Chyba nie ma nic złego w tym, że aktor za swoją pracę chce otrzymać wynagrodzenie. 

- Zawsze kierowałem się zasadą, że przyjmuję role, które mi się podobają. Kiedy startował "Klan", był serialem o bardzo dobrym scenariuszu. Telenowela wygrała konkurs publiczności i to ludzie zdecydowali, że chcą oglądać występujących w niej aktorów, między innymi mnie. 

Raz jest pan w Świnoujściu, później w Poznaniu, wreszcie w Warszawie. To gdzie pan mieszka na stałe?

- To jest specyfika mojego zawodu. Jestem tam, gdzie gram, dlatego często pomieszkuję w Warszawie. Rodzinny dom mam w Krakowie. Czasem można też spotkać mnie w Skokach pod Poznaniem, bo tam mieszkają rodzice mojej żony.

A żona, Maja Barełkowska, nie ma pretensji, że jest tak mało pana w domu?

- Ona wykonuje ten sam zawód, więc zdaje sobie sprawę z tego, jak to wygląda. Myślę zresztą, że kiedyś było mnie w domu jeszcze mniej.

Czyli żona zajmowała się dziećmi, a pan robił karierę?

- Nie, nie. Od początku mieliśmy partnerskie relacje. Maja pracowała w teatrze. Kiedy byłem w domu, jasne było, że zajmuję się dziećmi. Umiem prać, prasować, gotować. Wszystkie obowiązki dzieliliśmy na pół. Natomiast moja kariera nabierała wtedy pędu, wydawało mi się, że jeśli jakiejś roli nie przyjmę, to mnie ominie ważna szansa. Żałuję po prostu tych momentów, kiedy w życiu moich dzieci działy się ważne rzeczy, a mnie przy nich nie było. 

Nie wypominają panu tego teraz, kiedy już są dorosłe?

- Na szczęście nie. Natomiast teraz coraz częściej widzę i słyszę, że moi młodzi koledzy, aktorzy, potrafią odmówić jakiejś roli, bo w tym czasie rodzi im się dziecko i pragną być z rodziną. Mnie się kiedyś wydawało, że życie zawodowe i życie prywatne to jedna całość. Dziś potrafię postawić wyraźną granicę między tymi dwoma światami.

Czy któreś z dzieci poszło w ślady rodziców aktorów?

- Ania skończyła szkołę teatralną, ale nie została aktorką. Mateusz zajmuje się produkcją filmów animowanych, a Łukasz jest po zarządzaniu. Ale za bardzo nie mogę o nich mówić, bo mi zakazują (śmiech). Po prostu są dorośli, mają swoje życia. Nie chcą być na razie popularni.

Podobno i pan nie lubi swojej popularności.

- Ona nigdy nie była dla mnie ważna, a przede wszystkim nie dlatego zapragnąłem zostać aktorem. Wychowywałem się w góralskiej wsi Waksmund niedaleko Nowego Targu i zawsze byłem ciekaw, co jest za taką jedną wielką górą. W pewnym momencie stwierdziłem, że zawód aktora da mi możliwość zaspokojenia tej mojej ciekawości świata.

Nigdy pan nie miał kompleksów z racji wychowania się właśnie na wsi?

- Chyba za bardzo nie miałem kiedy o tym myśleć. Od zawsze prowadziłem intensywny tryb życia. Studia w Krakowie całkowicie mnie pochłonęły. Potem założyłem rodzinę. Na pewno jednak wiele z tego wychowania wyniosłem dobrego. Od zawsze miałem taką życiową zaradność, którą mieli moi rodzice.

Kim byli?

- Tata był kuśnierzem, rolnikiem, a mama prowadziła dom. Wychowywałem się z trojgiem rodzeństwa. Potrafiliśmy sami wszystko zrobić w domu: prać, prasować, gotować i oczywiście pomagaliśmy w polu. Kiedy byłem starszy pomagałem też ojcu szyć rękawiczki. To była dobra szkoła przetrwania. I potem, w życiu dorosłym, było mi łatwiej i moja żona miała łatwiej (śmiech).

Żona, z którą jest pan od 30 lat. Podzieli się pan jakąś receptą na udany związek?

- Po tylu latach przychodzi mi do głowy tylko jedna myśl: miłość nie własna i szczerość. Jeśli w związku jesteśmy szczerzy, mówimy otwarcie co nas boli, co cieszy, łatwiej jest rozwiązywać problemy, dochodzić do kompromisów, cieszyć się tym samym. Mieliśmy różne momenty w życiu, zmienialiśmy się, dojrzewaliśmy. Jesteśmy razem od czasów studiów. I cieszę się, że wciąż trwamy w naszym małżeństwie.

Nigdy nie była zazdrosna o pana karierę?

- Nie, zresztą ta moja kariera naprawdę wydarzyła się przypadkiem. Tak jak wiele innych spraw, które zmieniły bieg mojego życia. Dlatego wierzę, że oprócz planów, jest jeszcze Siła Wyższa.

Bóg?

- Tak. Jest w moim życiu bardzo ważny.

A co jeszcze jest dla pana ważne w życiu?

- Teraz wiem, ze moja najbliższa rodzina i oczywiście mój zawód. W takiej kolejności.

A kiedy schodzi pan ze sceny to...

- Staram się spędzać czas z rodziną. Lubię też posiedzieć sobie w ciszy, poczytać. W ogóle nie oglądam telewizji. Chodzę na basen, od wielu lat gram w tenisa. W tym roku mam więcej czasu na wakacje, więc za chwilę wyruszam na urlop. Trochę pobędę we Włoszech, trochę w Hiszpanii i na pewno trafię do Wielkopolski.

***
Zobacz więcej materiałów z życia celebrytów

Świat & Ludzie
Dowiedz się więcej na temat: Piotr Cyrwus
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Polecamy