Przy filmie pracował też pana syn, Paweł junior. Macie teraz dobre relacje?
- Zawsze byliśmy w dobrych relacjach, to prasa wypisywała różne rzeczy. Mówię oczywiście o tabloidach, a one zmyślają nieprawdopodobne historie, jak tę, że mieszkam w Moskwie.
Syn jest bardzo podobny do pana, przystojniak...
- To duża indywidualność, piękny wewnętrznie człowiek, wrażliwy, myślący. Jest młody, ma teraz czas, by doświadczać rożnych rzeczy, eksperymentować, ale też osiągać to, co sobie zaplanował. Realizuje się nie tylko w produkcji filmowej. Pracuje nad platformą internetową, ze mną działa przy projekcie Polska Kulturalna. Nawiązujemy do spuścizny naszego kina, pokazując m.in. na podkoszulkach bohaterów, którzy trwale wpisali się w polską kulturę.
Słyszałam, że na planie "Zrodzonych do szabli" miał pan groźny wypadek.
- Mój koń o imieniu Okruszek był fantastycznie przygotowany. Ale w jednej ze scen ani ja, ani on nie zauważyliśmy rowu, który porastała wysoka trawa. Wylądowałem na ziemi i stłukłem poważnie obojczyk, a na planie zdjęciowym nie było karetki. Wszyscy się przerazili. Z tym rozbitym barkiem robiłem cały film. Mało spałem po nocach, bo ból okrutnie dokuczał, ale dałem radę.
Rozmawiała: Ewa Modrzejewska