"Kupmy razem mieszkanie i zdecydujmy się na dzieci" - takie słowa dwa lata temu usłyszała Olga Frycz od swojego narzeczonego, Grzegorza Sobieszka.
Prawdziwie wzruszyła ją jego deklaracja i ostatecznie przekonała się, że właśnie z tym mężczyzną chce dzielić życie.
Rok później mieszkali już we własnym segmencie na obrzeżach warszawskiego Ursynowa, a ona była w ciąży i z przyjemnością pielęgnowała ogródek, gotowała obiady i piekła ciasta.
Narodziny Helenki wprowadziły w ich domu prawdziwą rewolucję. Zaczęły się odwiedziny licznego rodzeństwa Olgi, z wizytą wpadała jej mama - Agata, a także wiecznie zajęty ojciec! Jan Frycz zrobił sobie nawet zdjęcie z wnuczką na rękach i z dumą pokazywał je znajomym w internecie.
"Zawsze chciałam prowadzić dom otwarty, taki przez który non stop przewijają się ludzie" - mówi Olga i coraz częściej przypomina narzeczonemu o tym, że chciał mieć z nią nie "dziecko", tylko "dzieci".
***Czytaj więcej na kolejnej stronie:
Aktorka, zapytana niedawno, czy pragnie mieć liczną rodzinę, powiedziała:
"Bardzo bym chciała. Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że lepiej urodzić przed 40-tką, kiedy człowiek ma siłę na to, by biegać za maluchami i wstawać do nich w nocy".
Olga nie zamierza zwlekać z decyzją o kolejnym potomku, by różnica wieku między pociechami nie była zbyt duża. Ze wzruszeniem wspomina, jak z rok starszym Antkiem, trzymając się za ręce, czekali o świcie przed przedszkolem, gdzie zostawiała ich śpiesząca się na pielęgniarski dyżur mama.
Gdy wspólnie z braćmi i siostrami zbliżali się do osiedlowej piaskownicy, inne maluchy w popłochu krzyczały: "Frycze idą!". O tym, że w licznym rodzeństwie jest siła, przekonała się też w dorosłym życiu.
"Mój narzeczony ma inny pomysł na rodzinę, więc pewnie będziemy musieli wypracować wspólny model, który będzie pasował nam obojgu" - zwierzyła się niedawno.
Czy uda jej się namówić Grzegorza na na kolejne dziecko?
***
Zobacz więcej materiałów wideo:
