Reklama
Reklama

Monika Mrozowska: Tym romansem żyła cała Polska

Rozstanie Moniki Mrozowskiej (37 l.) i Macieja Szaciłło było szeroko komentowane w mediach. Aktorka, znana z serialu "Rodzina zastępcza", straciła głowę dla operatora stacji TVN i zdecydowała się na rozwód. Jak dziś wygląda jej życie?

Podkreśla pani, że miłość w życiu jest najważniejsza i trzeba iść za jej głosem.

Monika Mrozowska: - Tak, ale teraz dostrzegam nadrzędność uczuć macierzyńskich. Miłości do dzieci nie da się z niczym porównać, jest bezwarunkowa. W roli mamy czuję się znakomicie. Jestem jednak dość sroga, wymagająca, nie daję sobie wchodzić na głowę.

Chciałaby pani mieć jeszcze jedno dziecko?

- O nie, trójką już jestem usatysfakcjonowana. Narodziny najmłodszego, Józia, to była nowość, bo inaczej się podchodzi do chłopca. Chcę wychować syna na silnego, odpowiedzialnego, porządnego mężczyznę, dżentelmena. Uczulam córki, by go nie wyręczały, bo musi nauczyć się samodzielności, zaradności. Nie chcę mieć Piotrusia Pana.

Reklama

Jest pani chyba osobą dobrze zorganizowaną?

- Nie wyobrażam sobie życia bez kalendarza, wszystko skrupulatnie zapisuję. Można tak zaplanować dzień, by znaleźć czas na wszystko. Bywam czepliwa, kiedy zaburza się mój ustalony porządek. Zaczynam się wtedy irytować i denerwować. Staram się walczyć z tą wadą.

Nie brak też pani odwagi, kiedy wyrusza w daleką podróż z trójką dzieci...

- W tym roku to była wyprawa samochodowa z namiotem. Każdy miał swoje obowiązki przy robieniu posiłków, zmywaniu naczyń. A w ubiegłe wakacje miesiąc spędziliśmy w Tajlandii w 6 osób, bo była z nami jeszcze Kasia, córka mojego partnera Sebastiana. Co dwa-trzy dni zmienialiśmy miejsce, pakowaliśmy plecaki, nikt nie marudził. Uczę dzieci odpowiedzialności i wiary, że w życiu wszystko jest możliwe. Mamy też mały domek na wsi, jeździmy tam niezależnie od pory roku. Dzieci się hartują, mają bliski kontakt z przyrodą.

Wiem, że do roślin nie ma pani ręki, za to w kuchni - prawdziwa mistrzyni.

- Gotować bardzo lubię, praktycznie robię to codziennie. Dla mnie to sposób, by pokazać komuś, jak bardzo się go kocha. W domu celebrujemy wspólne posiłki, do obiadu i kolacji zwykle siadamy razem, rozmawiamy. Jagoda chętnie mi pomaga w kuchni, ma smykałkę do gotowania. Natomiast Karolinę bardziej interesują zajęcia plastyczne, ładnie rysuje i maluje.

A pani była zbuntowanym dzieckiem?

- Raczej grzeczną dziewczynką. Mój młodszy o 7 lat brat dał mamie do wiwatu. Ja nie przechodziłam buntu, bo nie było w domu ostrego reżimu. Mama dużo ze mną rozmawiała, na wiele pozwalała. Wiedziałam, że daje mi kredyt zaufania, którego nie mogę nadużyć. Sama mam teraz córkę w wieku 14 lat i widzę, że jej metoda się sprawdza. Zakazywanie nie zawsze jest dobre. Muszą być jasno ustalone zasady, a w ich ramach daje się pewną swobodę.

Z bratem ma pani teraz bliską relację?

- Tak, to dla mnie ważne. Tomek został ojcem, jego córeczka Dorotka, jest o rok młodsza od mojego 3-letniego Józia. W tym roku pojechaliśmy wspólnie na tydzień wakacji, by dzieci się integrowały i razem bawiły.

A jakie smaki z dzieciństwa pani pamięta?

- Mieszkaliśmy na Dolnym Mokotowie, niedaleko baru mlecznego Cyranka przy parku Morskie Oko. Czekałam, kiedy mama mnie tam zabierze na leniwe czy naleśniki, albo chociaż na budyń z sokiem malinowym. Jadałam proste dania. Uwielbiałam też kaszę gryczaną ze skwarkami i jajkiem sadzonym, makaron z jajkiem oraz zupy: pomidorową i ogórkową.

W domu mama gotowała?

- I babcia. Mam szczęście, że do tej pory żyją dziadkowie ze strony mamy. Babcia Tereska ma 84 lata, a dziadek Stasio skończył 89. Mój synek Józio drugie imię Staś nosi na jego cześć. Babcia już nie ma tyle sił, ale zdarza się, że jeszcze coś pitrasi. Do niedawna sama przygotowywała u siebie Wigilię dla całej rodziny. Moje córki uwielbiają jej pierogi z kapustą i grzybami.

Pewnie dziadkowie mają długi staż małżeński?

- Niedawno obchodzili 60. rocznicę ślubu! Naprawdę imponujące. Bardzo się kochają.

Jednak pani rodzice się rozwiedli, również pani małżeństwo się rozpadło...

- Tak widocznie miało być, nie chcę wchodzić w szczegóły. Czas leczy rany, choć dla dzieci nigdy rozstanie rodziców nie jest przyjemne. Ja przeżywałam to w wieku 11 lat, moje córki były młodsze, Karolina miała 9 lat, Jagoda 2. Dla mnie i byłego męża ich dobro było najważniejsze. Dlatego nie prowadziliśmy żadnych rozgrywek między sobą.

Święta Bożego Narodzenia tradycyjnie u babci Teresy?

- I na Dolnym Śląsku u rodziców Sebastiana. Dla nas ważny jest też okres przedświąteczny. Spotykamy się nie tylko z rodziną, ale i z przyjaciółmi na kolacje, wspólne pieczenie pierniczków, rozmowy. To cudowny czas.

Rozmawiała: Ewa Modrzejewska

***

Zobacz więcej materiałów:

Dobry Tydzień
Dowiedz się więcej na temat: Monika Mrozowska
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Polecamy