Stylistka padła ofiarą hejtu po tym, jak skomentowała w sieci strój Beaty Szydło z obchodów Wojska Polskiego.
Wróblewska napisała, że premier polskiego rządu powinna wyglądać "stosownie do sylwetki i okoliczności". Ponadto - choć jest w wieku Torbickiej i Wolszczak - wygląda raczej jak rówieśnica starszej o 9 lat Angeli Merkel.
Po tych słowach na jej fanpage'u rozpętało się prawdziwe piekło. Hejterzy nie tylko nazwali ją "szmatą, dziwką, debilką, Żydówką i suką Wyborczej", ale i życzyli śmierci jej oraz członkom rodziny. Wróblewska w końcu postanowiła zgłosić sprawę na policję.
Teraz w jej obronie stanął kolega po fachu dziennikarz Michał Zaczyński. Po informacji mówiącej o tym, że "Dorota Wróblewska po skrytykowaniu stroju Szydło miała kłopoty", przybliżył, że pod słowem "kłopoty" kryje się "grożenie śmiercią, zamordowaniem oraz okaleczeniem najbliższych, w tym dzieci".
"Za takie groźby idzie się do więzienia, więc jeśli ktoś tu ma 'kłopoty', to ci, którzy te groźby formułują i wysyłają. I, naprawdę, oby je mieli" - napisał na Facebooku.
Dalej podkreślił, że z Dorotą w pełni się solidaryzuje i nie zgadza się na mowę nienawiści, którą formułują na forach internetowych "obrońcy Beaty Szydło".
"Nie ma zgody, by za kulturalne skomentowanie stroju, butów czy fryzury polityka - bez względu na to, czy z opinią się zgadzam czy nie - być wyzywanym, poniżanym, straszonym. Pseudoobrońcy Pani premier zachowują się jak bojówki w systemach totalitarnych i traktują jakikolwiek negatywny komentarz na najbardziej nawet błahy temat z nią związany jako bluźnierstwo i zamach na świętość. A od siebie dodam, że ów kult, jakim darzeni są także inni oficjele partii rządzącej, jest równie - co grożenie śmiercią - przerażający" - zakończył Zaczyński.




***
Zobacz więcej materiałów:







