Reklama
Reklama

Laura Łącz: Nie jestem szczęśliwa. Po śmierci męża wszystko runęło

Śmierć Krzysztofa Chamca zmieniła jej życie na zawsze. Rzuciła się w wir pracy, wychowała syna. Dziś, chociaż jest samotna, nie chce się z nikim wiązać. W pamięci pozostały jej słowa, które mąż wypowiedział na łożu śmierci.

Niedawno obchodziła pani urodziny. Czego można życzyć z tej okazji?   

Laura Łącz: - Nie lubię przyjęć z tego powodu. Urodziny to taki dzień, kiedy człowiek sobie przypomina, ile ma lat... Czego mi życzyć? Na pewno więcej wolnego czasu. Żebym miała ochotę na życie towarzyskie, żeby chciało mi się wieczorem gdzieś wyjść...    

Świetnie pani wygląda! 

- Nigdy nie stosowałam żadnej diety. Jem wszystko, co lubię - z umiarem. Nie mam skłonności do tycia. Ważę tyle samo, co kilkadziesiąt lat temu, gdy zdawałam do szkoły teatralnej. A wygląd i figurę odziedziczyłam chyba po mamie.

Reklama

Dopada panią czasem jesienna chandra?

- Nie, choć listopad sprzyja wspomnieniom. Zawsze wtedy wracam myślami do dzieciństwa. Z tych czasów wiele bliskich mi osób już nie żyje: mama, tata, przyjaciele... Tak naprawdę został mi tylko syn.    

Od śmierci męża z nikim się pani nie związała? 

- Nie i nie chcę się wiązać. Gdy odwiedzałam Krzysztofa w szpitalu, mówił, że na pewno kogoś poznam i wyjdę za mąż. Już wtedy wiedziałam, że tak się nie stanie. Pamiętam, że po jego śmierci natychmiast wróciłam do pracy. To jedyna skuteczna terapia, jaką znam. A wracając do związków... Nie ubolewam z tego powodu, że jestem sama. To mój świadomy wybór. Bycie samą daje mi dużo wolności i niezależności. 

I naprawdę nie czuje się pani samotna?

- Śmiało odpowiadam, że nie. Może dlatego, że dużo czasu spędzam wśród ludzi. A moje koleżanki, które nie mają mężów, mówią, że chętnie by kogoś poznały. Choćby po to, aby wyjść razem do teatru albo na kolację. Ja jeśli mam ochotę gdzieś wyjść, idę sama. Nie krępuje mnie to.

Wierzy pani w przyjaźń męsko-damską?

- I tak, i nie. Kiedyś miałam bliskiego przyjaciela mężczyznę, ale zmarł zbyt wcześnie. Lubiłam te moje przyjaźnie, ale często, a może nawet zawsze, były one podszyte ukrytym erotyzmem...

Gdy zmarł pani mąż, wasz syn Andrzej miał zaledwie 11 lat. Samotne macierzyństwo nie było łatwe...

- To prawda. Ojciec jest chłopcu bardzo potrzebny, zwłaszcza w okresie dojrzewania. Wiem, że gdyby żył, życie syna, ale i moje również, potoczyłoby się zupełnie inaczej. Pod wieloma względami.

Jakie wartości stara się pani przekazać synowi?

- Przede wszystkim kult pracy. No i żeby zdobył wykształcenie. Niedawno obronił świetną pracę magisterską na wydziale prawa. Jestem z niego dumna.  

A czy jest pani szczęśliwa?

- Nie jestem. Szczęśliwa i spełniona na pewno byłam, zanim zmarł mąż. Po jego śmierci wszystko runęło. Moje życie potoczyło się zupełnie inaczej, niż bym chciała...


Na żywo
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Polecamy